1 sie 2016

[100] Pamiętnik 25.07 - 01.08


Kategoria: Fan Fiction | The Originals
Rozdział 10 List
– Ktoś zostawił tutaj dla ciebie list – oznajmił, gdy niebieskooki łapał już za klamkę. Odwrócił się z powrotem w jego stronę. Marcel sięgnął do tylnej kieszeni z której wyciągnął biały starannie zaklejony list. Przewrócił go w dłoniach i rzucił w stronę Mikaelsona, który złapał kopertę i obejrzał ją ze wszystkich stron. Na przodzie znajdował się duży czerwony napis. KLAUS. – Nie otwierałem bez twojego pozwolenia – zapewnił, a jego kącik ust delikatnie wykrzywił się w niepozorny uśmiech na który blondyn nie zwrócił na niego uwagi. Był całkowicie skupiony na swoim podarunku i jego zawartości. Chciał ją teraz rozerwać, ale coś mu mówiło, że powinien nie pokazywać swojego zainteresowania tą oto rzeczą.
Otworzył ostrożnie kopertę. W środku znajdowała się kartka. Zwykła biała kartka zgięta na pół. Wyjął ją i rozłożył. Wewnątrz widniał duży napis wykonany atramentem, którego teraz prawie nikt nie używa.
Dziewczyna jest w szpitalu. Kto będzie pierwszy? Ja czy ty?
Kategoria: Autorskie
Rozdział ósmy
 "Wreszcie, kiedy w miarę wygodnie usiadła, oparła głowę o chłodna ścianę i wzięła głęboki wdech. Była zmęczona, potrzebowała się pożywić i, co najważniejsze, odpocząć. Mała iskierka nadziei na to, że będzie miała lepiej, bardzo szybko zniknęła. Nigdy nie będzie miała lepiej. Taka była prawda. Została wychowana w przekonaniu, że nie ma dla niej lepszego życia, niż to, co daje jej Devile. Nie znała świata. Był dla niej niczym zakazany owoc, którego nie dane było jej spróbować.
Przerwała myślenie o tych sprawach, kiedy głowa sama zaczęła opadać jej na lewe ramię. Myślała już, że zaraz uda się jej chociaż na chwilę zasnąć, kiedy usłyszała ciche kroki zmierzające w jej stronę."  

 Kategoria: Fan Fiction | Pamiętniki Wampirów
Rozdział 3 "Nowy Jork"
"― Caroline?
W lekkim szoku uniosłam głowę do góry i spojrzałam na mężczyznę. Jego zielone oczy na chwilę mnie pochłonęły, ale tylko na momencik.
― Aaron? ― Moje zdziwienie było równie wielkie, co jego.
― Myślałem, że zostałaś w Mystic Falls ― powiedział, a kiedy moje usta już się rozwarły, by coś odpowiedzieć, natychmiast kontynuował. ― Plotki szybko się rozchodzą. Przykro mi z powodu pożaru Twojego domu.
Wzruszyłam ramionami.
― Nie zamierzam już do niego wracać. Ale faktycznie trochę szkoda, teraz na pewno już go nie sprzedam. ― I tak nie zamierzałam, ale tego nie musiał wiedzieć. ― A Ciebie co tutaj sprowadza?
― Interesy. Jak zawsze. ― Uśmiechnął się zawadiacko. Był naprawdę przystojny i pewnie pożądały go dziesiątki kobiet.
― To niesamowite, że spotykamy się w dwóch różnych miejscach w przeciągu trzech dni. Gdybym Cię nie znała, pomyślałabym, że mnie śledzisz ― odparłam swobodnie, a kąciki ust uniosły się ku górze.
― Och, Caroline, nie znasz mnie ―oznajmił bardzo poważnie (...)"

Kategoria: Autorskie
Rozdział 41
"– Ile słyszałeś? – zapytałam, dotykając jego pleców.
Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na zmiętą, pustą paczkę po papierosach, bym sama poznała odpowiedź.
– Och, Shane…
Chłopak wygasił peta, dociskając go do balustrady. Następnie wyrzucił go przed siebie, gdzieś na pogrążony w ciszy dziedziniec.
– Wiem, że nie mogę się troszczyć o ciebie tak jak on, ale… Ale staram się. Już nawet przestałem odcinać cię od twojego przeznaczenia. – Ten fragment skwitowałam milczeniem, bo nie chciałam go jeszcze bardziej denerwować. – To wszystko jest tak skomplikowane… A ja po prostu chciałbym cię zabrać na randkę, taką z prawdziwego zdarzenia. Spędzilibyśmy wieczór w kinie, potem na kolacji i nawet przez chwilę nie pomyślelibyśmy o całym tym szambie, jakim jest nasze dotychczasowe życie.
Z nikłym uśmiechem wtuliłam się w jego bok. Wciąż pachniał szałwią, jednak teraz ten zapach był nieco przyćmiony przez smród nikotyny i dymu.
– Kolacja skończyłaby się niewypałem. W końcu nie jem ludzkiego żarcia.
Daniel westchnął, całując czubek mojej głowy.
– Wszystko musisz popsuć, co?
– Cała ja. Po tylu wspólnych miesiącach ty wciąż tego nie wiesz?
Po długiej, wypełnionej przyjemną ciszą chwili Daniel zadał pytanie, które dręczyło mnie już od Nocnego Treningu.
– Co zamierzasz jutro zaproponować Radzie?
– Najpierw sprawdzę, co oni mają mi do zaoferowania – odparłam po chwili zastanowienia. – Mam nadzieję, że nie zechcą mnie wykopać.
– Nie zrobią tego! Jesteś nam potrzebna.
Skrzyżowaliśmy spojrzenia. Daniel chciał odwrócić głowę, ale go powstrzymałam. Zrozumiał, co chcę powiedzieć, nim w ogóle zdążyłam otworzyć usta.
– A niby po co, Shane? Straciłam już jakąkolwiek wartość dla Dziennych.
– Poniekąd wciąż jesteś… – zaczął hardo, ale urwał, kiedy dotknęłam jego policzka.
– Nie jestem Dzienną, kochanie. Nigdy tak naprawdę nie byłam."

Kategoria: Autorskie
Rozdział 2
Shane wstał wściekły. Już tyle razy musiał oswajać swojego brata z nowym otoczeniem, nowymi osobami, że nie miał już na to siły. Wiedział, że dla Jack'a to musi być ciężkie, zdawał sobie z tego sprawę, ale... nie dawał już rady, tracił cierpliwość.
Trzasnął krzesłem, a ręką niechcący zwalił talerz na podłogę. Szkło rozprysło się.
- Kurwa! - wyszedł z salonu.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Dwudziestolatka mieszała łyżką w swoim rosole, a tamten nadal siedział ze zwieszoną głową, milcząc.
- On tak zawsze ma? - spytała.

Lost in the Time
Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział 257 - 262
„[…] – Na wrota piekielne, chyba nie uważasz, że jednak coś popsuło się między nami?
– Co…? Och, nie! – Pokręciła z niedowierzaniem głową. Chyba powinna być zadowolona z tego, że na wszystkie możliwe myśli właśnie ta przyszła mu do głowy, ale nie była pewna, czy to oby na pewno dobrze. Jakaś jej cząstka się bała, z kolei inna… To wszystko było zbyt skomplikowane, przez co Elena często sama nie była pewna, co takiego i dlaczego powinna myśleć. – Twoje… spotkanie z królową.
W jego oczach doszukała się zrozumienia oraz swego rodzaju ulgi, ta jednak prawie natychmiast została wyparta przez błysk niepokoju. Nie miała pewności, co powinna o tym wszystkim myśleć, Rafael zresztą zapanował nad sobą równie szybko, co i stracił kontrolę.
– Wszystko poszło tak, jak sobie zaplanowałem – przyznał.
Aż prychnęła, porażona lakonicznością jego odpowiedzi.
– I to wszystko? – zadrwiła, nie mogąc uwierzyć, że uważał, iż takie wyjaśnienia ją zadowolą. – Po prostu „tak, jak sobie zaplanowałeś”? […]”

 Kategoria: Autorskie
Rozdział 18-19
„[…]Nie, skoro Drake wciąż stał w tej samej pozycji, ściskając w dłoniach coś niewymiarowego, i ociekającego krwią. Serce Jonsona wciąż biło, jakby na przekór biologii i wszelakim prawom, którymi rządził się świat, ostatecznie zatrzymując się dopiero w chwili, w której ciało mężczyzny bezwładnie osunęło się na ziemię. Palce Stearnsa, zaciskające się wokół nieszczęsnego organu, nawet się nie rozluźniły; sam zainteresowany również nie drgnął, obojętnie przypatrując się swojemu dziełu w tak obojętny sposób, jakby podobne wydarzenia miały miejsce na co dzień – o ile zabijanie mogło być czymś, co stanowiło część czyjejkolwiek codzienności.
– Wybacz, proszę, wszelakie niedogodności, mademoiselle – odezwał się spokojnym, przerażająco opanowanym głosem Drake. Eveline w oszołomieniu uprzytomniła sobie, że zwracał się do niej. – W ówczesnych czasach naprawdę trudno o dobrego, lojalnego pracownika – dodał takim tonem, jakby faktycznie właśnie dyskutowali o wyjątkowo złym stanie rynku pracy.
Jeszcze kiedy mówił, niedbałym ruchem cisnął wciąż broczące krwią serce w ciemność. Eve usłyszała ciche plaśnięcie, gdy narząd wylądował na zamarzniętej ziemi, gdzieś poza zasięgiem jej wzroku; za to drugie mimo wszystko pozostawała wdzięczna.
Zaraz po tym Drake – uśmiechając się przy tym szelmowsko, jakby to, że właśnie przy niej dokonał mordu, stanowiło najoczywistszą rzecz na świecie – bez pośpiechu ruszył w jej stronę.”

 Kategoria: Autorskie
Rozdział 3-4
„[…]Z bolesnym westchnieniem, w pełni poddała się wszechogarniającej pustce. Pragnęła zacząć spadać, dokładnie tak jak we śnie, w nadziei, że może przynajmniej będzie jej dane zobaczyć piękną twarz anioła ze swoich wspomnień – chociaż raz spojrzeć w jego niebieskie oczy, które w jakiś pokrętny sposób stanowiły najcenniejszy, starannie pielęgnowany przez nią w pamięci obraz. Gdyby znów mogła zacząć spadać wraz z tajemniczym nieznajomym, nawet najgorsze katusze przyjęłaby z wdzięcznością. Gdyby tylko mogła…
Ale nie była w stanie.
Chociaż była gotowa przysiąc, że czeka całą wieczność, ciemność pozostawała dokładnie taka sama, jaką od początku była. Również ból utrzymywał się na jednym poziomie, rozrywając jej ciało i drażniąc już i tak nadwyrężone nerwy, ale do tego zaczynała przywykać, nawet jeśli ta świadomość miała w sobie coś niepokojącego, co niezmiennie napawało ją lękiem.
Była ciemność, była ona – i był ból.
Niczego więcej.
Już nigdy więcej…[…]”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz