9 maj 2016

[88] Pamiętnik 02.05 - 09.05



Kategoria: Fan Fiction | The Originals
Rozdział 6 Wampir to wampir
– Nie muszę chyba pytać bracie, o kim tak rozmyślasz – rozległ się dźwięczny głos z końca korytarza.
– Zawsze pojawiasz się w nieodpowiednim momencie – zauważył odwracając się w jego stronę. – Miałeś racje. Myślałem o niej – przyznał, chociaż przyszło mu to z wielkim trudem. Na twarzy Elijah pojawił się nikły uśmiech, który szybko znikł.
– Nie powinieneś tego robić – stwierdził.
– Czego nie powinienem? – Spytał prowokująco. Lubił go prowokować. W czasie wojny panującej w mieście było to jedyne zajęcie, które go odprężało.
– Dobrze wiesz czego nie powinieneś robić. Zrób coś jej, a następnym razem to nie kołek, a moja dłoń wyląduje na twoim sercu – ostrzegł ściskając ręce w pięści. Klaus zaśmiał się szyderczo.
– Nie musisz się martwić, bo nic jej nie zrobię – zapewnił w wampirzym tempie znajdując się przy swoim bracie. Położył rękę na jego ramieniu. – Chyba, że mnie zdenerwujesz to wtedy nie ręczę za siebie - szepnął z łobuzerskim uśmieszkiem, klepiąc go po barku, a następnie zniknął zostawiając tylko odgłos silnego wiatru.

 Kategoria: Fac Fiction | Pamiętniki Wampirów
Rozdział 001 
Zielonooki szatyn szedł ulicami Mystic Falls w poszukiwaniu nowej zdobyczy. Chciał się zabawić i przy okazji najeść. Przeszedł właśnie koło baru Mystic Grill i znalazł seksowną czarnowłosą dziewczynę. Tak się na nią zapatrzył, że nie zauważył szatynki przed nim dopóki się nie zderzyli. Dziewczyna upadła, a chłopak tylko się na nią spojrzał.
- Patrz jak łazisz! - zielonooki podniósł trochę ton. Kiedy na nią spojrzał już wiedział kto to jest. Jego dawna i znienawidzona miłość Katherine Pierce. - Co ty tu robisz? - spytał przez zaciśnięte zęby. Dziewczyna tylko dziwnie się na niego spojrzała. Nie czekając dłużej, aż chłopak pomoże jej wstać sama się podniosła.
- Przepraszam, czy my się znamy? - zapytała lekko zdezorientowana szatynka. Spojrzała mu w oczy. Miał piękne zielone tęczówki, które były teraz przepełnione złością.
- Nie udawaj, że mnie nie znasz, Katherine - mówił coraz to groźniejszym tonem. Chłopak zacisnął wargi i pieści. Młodszy Salvatore nadal ma do niej żal. Porzuciła go już dawno, ale nadal jej szczerze nienawidzi.
- Chyba mnie z kimś pomyliłeś. Jestem Elena - powiedziała brązowooka siląc się na spokojny ton. Z grzeczności nawet wyciągnęła rękę. Chłopak ją zbył, więc Gilbert zabrała rękę. Nie będzie się płaszczyła przed jakimś palantem. Ma swoją godność.
- Stefan - powiedział już trochę spokojniej. Mimo wszystko Salvatore cały czas bacznie się na nią patrzył. Nie ufał jej. Stefan wie, że to Pierce, ale żeby to udowodnić musi spędzić z nią trochę czasu. W końcu ma okazję by się na niej zemścić. - Może spotkamy się dziś wieczorem w Mystic Grill'u?
- Yyy...Co? - Gilbert nie wiedziała co odpowiedzieć. Przed chwilą chłopak kipiał złością na sam jej widok, a teraz zaprasza na wieczór.
"Czy on uciekł z psychiatryka?" - pomyślała Elena. Musiała przyznać, że jest przystojny i ma to coś co przyciąga dziewczyny. Może powinna się zgodzić. W sumie nic się nie stało, pewnie miał zły dzień.
-Tak, bardzo chę... - Elena przypomniała sobie, że umówiła się z dziewczynami. - Bardzo chętnie, ale jutro, bo dziś jestem już umówiona. Chłopak spojrzał na nią trochę podejrzliwie.
- Dobra, niech będzie jutro - uśmiechnął się szarmancko i poszedł przed siebie. Szatynka odwróciła się by spojrzeć na niego jeszcze raz, lecz chłopaka już nie było.
"Hmm...dziwne." - pomyślała.

Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział 64
„[…]Inaczej sprawy miały się z Carlosem, który w odpowiedzi na obecność wampirzycy, jedynie westchnął przeciągle i z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Na litość boską, czy naprawdę musisz mi to robić?! – zwrócił się do szwagierki. Wydął usta i przemieścił się tak gwałtownie, że przez moment miała wrażenie, iż jest skłonny rzucić się Esme do gardła. – Co ty tutaj robisz, do cholery?!
– Oboje zachowywaliście się dziwnie – przyznała kobieta, ostrożnie dobierając słowa. – Miałam takie wrażenie… Zresztą nieważnie. – Energicznie pokręciła głową. – Co wy robicie? Carlisle…
– Jakbym chciał słuchać rad mojego braciszka, to nie czekałbym, aż wybędzie z domu – obruszył się Carlos.
– Domyśliłam się, ale i tak mi się to nie podoba – oznajmiła Esme. Wyrwał jej się cichy jęk, ten jednak nie zrobił na jej szwagrze najmniejszego nawet wrażenia. – Wróćcie do domu. To istne szaleństwo, zresztą…
Cokolwiek miała do dodania, Alyssa nie pozwoliła jej dokończyć.
– Nie – oznajmiła, samą siebie zaskakując zarówno odpowiedzią, jak i stanowczością, która pobrzmiewała w jej głosie.[…]”

 Kategoria: Autorskie
Rozdział 8
„[…]– Pierdol się, Marco! – odparował tamten, a ton jego głosu jednoznacznie dał wampirowi do zrozumienia, że jego przeciwnik jest w zbyt podłym nastroju, by przyjąć do wiadomości jakiekolwiek logiczne argumenty.
Od tamtej chwili wszystko działo się już bardzo szybko.
Castiel skoczył przed siebie z wysuniętymi kłami, wściekły, rozżalony i spragniony możliwości niesienia bólu i śmierci. Poruszał się błyskawicznie i wprawnie, bez wątpienia zdolny do tego, żeby wyrządzić wiele szkód, gdyby tylko znalazł po temu sposobność. Nie zastanawiał się nad tym, co robi, skupiony przede wszystkim na walce oraz tym, by za wszelką cenę dotrzeć do swojego przeciwnika – i to niezależnie od tego, czy był nim jego własny brat.
Marco nawet się nie zastanawiał. Natychmiast sięgnął za pazuchę kurtki, chwytając za trzonek ukrytego pod ubraniem, drewnianego kołka. Zaraz po tym zdecydowanym ruchem wbił go w pierś wyraźnie zaskoczonego Castiela, dla pewności dociskając broń i pozwalając, by osina przebiła wampira na wylot, wślizgując się w przestrzeń pomiędzy żebrami i o zaledwie kilka centymetrów omijając kręgosłup. Beznamiętnym wzrokiem patrzył, jak mężczyzna przed nim chwieje się na nogach, a po chwili osuwa na kolana, wcześniej jeszcze będąc w stanie rzucić mu zranione, nienawistne spojrzenie kogoś, kto właśni został zdradzony w najgorszy z możliwych sposobów.[…]”

Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział 186 - 191
„[…] Jak…?
Roześmiał się, czym całkowicie wytrącił ją z równowagi. Początkowo nawet nie zorientowała się, że zdołała wykrztusić z siebie chociaż słowo, to zresztą nie miało większego znaczenia, bo Jason zrozumiał. Jego reakcja ją zaskoczyła, przyprawiając o dreszcz niepokoju, bo w tym śmiechu zdecydowanie nie było niczego, co mogłaby uznać za oznaki radości. To przypominało raczej coś z pogranicza kpiny i gniewu – nieprzyjemne, niepokojące i… absolutnie przez nią niezrozumiałe.
Nie wiedziała już niczego.
– Jak? – powtórzył, po czym stanowczym ruchem przyciągnął ją do siebie, zamykając w silnym uścisku. – Naprawdę nie wiesz? Och, no jasne, że nie! Oczywiście, że ci nie powiedzieli – stwierdził, a jego oczy jakimś cudem pociemniały, zdradzając narastające podenerwowanie. – Nigdy nic nie mówili, zwłaszcza mnie i tobie.[…]”
 

Kategoria: Autorskie
Rozdział 34
"– Czy ty się słyszysz? Przypomnij sobie, co zrobiłam. Czego się dopuściłam. Kogo zabiłam – podkreśliłam, czując w gardle rosnącą gulę. – Próbujesz bronić potwora, Shane. To wręcz niedorzeczne.
– Więc wolisz, żebym przyznał, że oboje zawiniliśmy? – zapytał, nie oczekując odpowiedzi. – Okay, proszę bardzo, wedle życzenia. Oboje spieprzyliśmy. Ja nie powiedziałem ci o kapsułkach z serum, o broni, którą nosiłem na wszelki wypadek. Nie wspomniałem ani słowem o tym, że niekiedy udawałem że śpię, słuchając, jak szlochasz po nocach. Że cierpiałem, nie mogąc ci pomóc. Że kiedy… kiedy nacisnąłem ten cholerny spust, mało brakowało, a i sobie zaaplikowałbym kulkę. – Urwał, ciężko dysząc. Zanurzył dłoń we włosach, przeczesując je trzykrotnie; jeszcze nigdy nie były tak nastroszone. – Nie chciałem nawet, żeby ktokolwiek ci powiedział, że świrowałem bez ciebie tak bardzo, że znów musieli mnie uśpić. Masz rację, wiem. To chore. Nasza przyszłość jest posrana, twoja przeszłość jeszcze bardziej. A mimo wszystko wciąż cię bronię. I walczę, chociaż podobne jest to do bezsensownego walenia głową w ścianę. Wiele razy po prostu chciałem się poddać – wyszeptał, nagle znajdując się obok mnie. – Ale wtedy patrzyłem na ciebie, na twój drżący uśmiech i pełne łez oczy, które tak bardzo starałaś się ukryć. I rozumiałem, że… Że mam o co walczyć. Że będę walczył, bo i ty wciąż to robisz. Bo kiedy ty się poddasz… Kiedy odejdziesz – zaczął ponownie, jednak bez skutku; głos mu drżał równie mocno, co mnie nogi. – Że kiedy odejdziesz, księżniczko, stracę wszystko, na czym najbardziej mi zależy.
Zacisnęłam powieki, jednocześnie pragnąc by to był sen i modląc się o to, by nim nie był. Jakby jeszcze ktoś nie wiedział, na drugie mi Paradoks.
– Boże, Danielu…
Tylko na tyle było mnie stać. W ułamku sekundy ktoś obrabował mnie z całego słownika, pozbawił mnie czasowników, rzeczowników, nawet spójników. Utraciłam wszystko, łącznie z godnością, która kajała się u moich stóp, prosząc o wybaczenie za to, że pozwala mi stać jak kołek i gapić się na mężczyznę, który poniekąd wyznał co do mnie czuje, z rozwartymi ustami i oczami pełnymi łez."

 Kategoria: Fan Fiction | Pamiętniki Wampirów 
Chapter 1.2 
" Madeline wywróciła oczyma i ponownie westchnęła.
— Właściwie to umowa powinna być zerwana — powiedziała, a on zmarszczył brwi. — Moi rodzice oddali Ci moją rękę za życia, teraz nie żyją, więc chyba umowa już nie powinna obowiązywać, prawda?
— Umowa obowiązuje nawet po ich śmierci, jedynie ja mogę z Ciebie zrezygnować, nie Ty ze mnie — powiedział. — Wiem, że nie chcesz tego ślubu. Wiem też, że kochasz innego. Jednak kochana, ja nie potrafię z Ciebie ot tak, zrezygnować — chwycił w palce kosmyk jej mokrych włosów"

 Kategoria: Autorskie
Rozdział piąty  
"Jeszcze w ogrodzie widział jak bardzo go pragnęła, a teraz te wszystkie pozytywne emocje zniknęły. Alexander zaśmiał się cicho, wyprostował się i oparł o stół. To było doprawdy zabawne. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem miał okazję do tego, aby tak się bawić przy oglądaniu cierpienia. Najlepsze w tym wszystkim chyba było to, że tak naprawdę jeszcze nic nie zrobił, a oni wszyscy (poza Marthą) zdawali się wręcz drżeć ze strachu na samą myśl o tym co zaraz postanowi zrobić wampir. Faktycznie, miał w planach trochę krwawych zabaw, ale to nie znaczyło, że zamierza je wykonać już teraz. Nie przy jej rodzicach, nie w mieście. Mimo wszystko wciąż musiał przestrzegać tych durnych zasad, które dla niego samego były naprawdę niezrozumiałe. Gdyby tylko dopuścili go do tego, aby to on ustalał zasady to ludzie nie byliby traktowani w tak łagodny sposób jak są traktowani teraz. To było tylko pożywienie, chodzące woreczki z ciepłą krwią i nic poza tym. Czasami też można było wykorzystać niektóre osobniki w inny, całkiem przyjemny sposób." 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz