25 lip 2016

[99] Pamiętnik 18.07 - 25.07



Kategoria: Fan Fiction | The Originals
Rozdział 1  
Czyżby to oznaczało kolejną walkę między rodzeństwem? Starałam się myśleć pozytywnie szukając odpowiedniego wyjścia z całej sytuacji, ale prawda była taka, że, gdy ktoś po raz kolejny czyha na twoje życie wszystko przychodzi z trudem, pojawia się niekończący natłok myśli, brak odpowiedzi na miliony pytań, czułam się jak w amoku. Dopiero cudowny smak ust Mikaelsona wyrwał mnie z pędzącej karuzeli obaw. Zatraciłam się w tej pieszczocie oddając się jej w całości. Kol zawsze wiedział jak ukoić moje nerwy, co zrobić, bym poczuła się lepiej.
Odetchnęłam, gdy nasze wargi się rozdzieliły, a na moją twarz wkradł się lekki uśmiech.Uważnie przyjrzałam się wyrazowi jego twarzy, wiedziałam, że jest zmartwiony, znałam go zbyt dobrze, by mógł ukrywać przede mną nawet najbardziej skrywane w sobie emocje.
- Odłóżmy zmartwienia na bok - poprosił pierwotny ujmując moją dłoń. W milczeniu ruszył przed siebie ciągnąc mnie za sobą. Nie opierałam się, nie zadawałam zbędnych pytań, szybko dorównałam mu kroku.
Na zewnątrz było zdecydowanie chłodniej niż mi się wydawało podczas stania na balkonie. Ulice były skąpane w świetle nocnych latarni, a deptaki wolne od codziennych przechodniów, a to wszystko idealnie dopełniało czyste niebo niezroszone nawet najmniejszym blaskiem gwiazd. Podziękowałam wampirowi za jego bluzę delikatnym uśmiechem. Nie wiedziałam, co planował, a może sam nawet nie wiedział. Zadarłam głowę do góry, by podziwiać piękną pełnię księżyca nada trzymając Mikaelsona za rękę. Nie spodziewałam się, że na naszej drodze stanie Klaus we własnej osobie. Nie bałam się go, jego reputacja w tym mieście u istot nadnaturalnych i tak podupadła, już nie był tym wielkim i przepotężnym na widok, którego wszyscy trzęśli portkami, choć nadal woleli trzymać się od niego z daleka ze względu na chciwą i niebezpieczną naturę.
 
 Kategoria: Fan Fiction | Pamiętniki Wampirów
♣ Chapter 1.8
 "— Sam i Dean niedługo tu będą — powiedział krótko. — Słyszałem, że przestałaś polować? Dziwi mnie to, wiesz? Zawsze miałaś do tego większy zapał niż bracia.
— Polowanie? Po stracie matki to już nie to samo — odpowiedziała. — Nic nie jest takie jak wcześniej, Cass. I widzę, że doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
Novak uśmiechnął się nikle i podszedł do okna. Davina zaś stała bez ruchu, przyglądała się poczynaniom starego znajomego.
— Owszem, zdaję sobie z tego sprawę — rzucił po chwili milczenia. — Mieszkasz z wampirami, sama zostałaś wampirem — pokręcił głową na boki.
— Nie planowałam tego — powiedziała cicho. — Dobrze wiesz, że wolałabym je zabijać, ale w tej sytuacji nie mogę — dodała. — Widzę, że masz ochotę wydrzeć mi serce, więc proszę, nie krępuj się — zmierzyła go wzrokiem.
Castiel zaśmiał się mimowolnie, choć nie było w tym nic zabawnego. Pokręcił głową na prawo i lewo, po czym usiadł na fotelu i przypatrywał się dziewczynie. Bała się. Davina Harvelle pierwszy raz się bała."
 
 Kategoria: Autorskie
Rozdział trzeci
Lydia siedziała jak na szpilkach przed domem na ławce czekając na umówionego z nią Josepha Smitha. Choć do spotkania miało dojść dopiero za pół godziny nastolatka postanowiła wyczekiwać nieznajomego patrząc na liście drzew i muskające ją promienie słońca. Dziewczyna biła się z myślami i żałowała, że w tak okrutny sposób potraktowała zupełnie obcego jej mężczyznę. CO STANIE SIĘ GDY ON NIE PRZYJDZIE? Co chwilę zadawała sobie to pytanie. W końcu jej obawy zostały rozwiane. Zabójczo przystojny brunet podjechał pod jej dom. Nastolatka jak na zawołane wstała z ławki i ruszyła w kierunku czarnego samochodu. Brunet uśmiechnął się na widok Lydii i opuścił szybę, aby jeszcze lepiej przyjrzeć się odsłoniętym nogom dziewiętnastolatki. 
 
Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział 251-256
„[…]Jocelyne…
Nie zwróciła na to uwagi. To był tylko szum, bardzo podobny do tego z radia, ale nic ponad to. Niby co nadzwyczajnego miałby mieć w sobie dźwięk suszarki?
Jocelyne… Joce…
W tamtej chwili zaczęła się denerwować, przez moment gotowa przysiąc, że słyszała swoje imię. Nie otworzyła oczu, wciąż próbując przekonać samą siebie, że to niemożliwe. To się nie działo, ale…
…proszę.
Jocelyne… powiedz mu…
Nie pozwól…
To musiało się w końcu skoczyć. Ale przecież wyraźnie słyszała słowa – odległe i stopniowo mieszające się z szumem od którego powoli zaczynała boleć ją głowa. Nie potrafiła określić do kogo mógłby należeć głos – kobiety i mężczyzny – ale mimo wszystko…
Jeremi…
– Hm… Skończyłam.[…]”
 
Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział 25
„[…]Nie protestowałam, kiedy zamknął oczy. Nie zrobiłam tego, bo wiedziałam, że i tak nic bym w ten sposób nie zrobiła, co najwyżej przymuszając go do tego, żeby bardziej się męczył. Z tego samego powodu nie próbowałam bezskutecznie wołać o pomoc albo samodzielnie wysysać jadu. W tym drugim przypadku straciłam swoją szansę i byłam tego świadoma. Moją mamę raz udało się uratować, ale tylko i wyłącznie dlatego, że tata zareagował prawie natychmiast. Mnie nie było to dane, Jacob zresztą nie był zwykłym człowiekiem, a szybsze krążenie i geny jedynie wszystko utrudniały.
Ostatecznie bez słowa ułożyłam się u jego boku, chcąc zrobić chociaż tyle, by przy nim być. Mnie samej to wydało się równowarte niczemu, ale czułam, że dla niego znaczy naprawdę wiele, o ile nie wszystko.
Zanim dookoła zapanowała nieprzenikniona, ciężka cisza, a ja uświadomiłam sobie, że jego serce ostatecznie się zatrzymało, wydało mi się, że usłyszałam jeszcze dwa proste słowa.
– Bądź szczęśliwa.”
 
 Kategoria: Autorskie
Rozdział 17
„[…]– Nie wszystko pamiętam, ale wiem, że byłam podekscytowana. Dzieci zawsze z wytęsknieniem czekają na takie rzeczy.
– Ale wtedy… było inaczej, prawda? – wtrąciła nieśmiało Bella, próbując wszystko sensownie poukładać. – Tamtego dnia…
– Tamtego dnia – podjęła Eveline – obudziłam się wcześnie rano, a po zejściu na dół, czekały na mnie pusty salon i nienagannie czysta kuchnia. – Spuściła wzrok na swoje ułożone na udach dłonie. – Pomyślałam wtedy, że rodzice wciąż śpią, więc przyszłam tutaj, ale…
– Ale… nie spali – dopowiedziała łagodnie dziewczyna.
– Nie spali – potwierdziła i coś ścisnęło ją w gardle do tego stopnia, że przez dłuższą chwilę nie była w stanie wykrztusić z siebie nawet słowa.[…]”

 Kategoria: Autorskie
Księga I: Prolog - 2
„[…]– Jak zwykle niezawodny – odezwała się ponownie. Podeszła bliżej, a Alyssy omal szczęka nie opadła do ziemi, bo Chloe w jednej chwili stała dobrych dziesięć metrów od niej, a już w następnej zmaterializowała się przed nią. – Załatwmy to szybko.
Jej słowa były niczym znak, którego podświadomie wyczekiwało napięte do granic możliwości ciało Alyssy. Dziewczyna odwróciła się na pięcie, machinalnie rzucając się do ucieczki – a przynajmniej spróbowała to zrobić, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że traci czas.
Dorian dogonił ją w ułamku sekundy. Alyssa nabrała powietrza do płuc, żeby zacząć krzyczeć, ale i to nie było jej dane, kiedy została pchnięta na najbliższe drzewo. Jęknęła cicho, uderzając plecami o chropowatą powierzchnię. Dorian uśmiechnął się z zadowoleniem, przyciskając ją do przeszkody całym ciałem. Natychmiast szarpnęła się, próbując go od siebie odepchnąć, ale to przypominało trochę siłowanie się ze ścianą albo czymś równie nieprzystępnym.
A potem dostrzegła parę ostrych, wysuniętych kłów, które mężczyzna zaprezentował jej wraz z olśniewającym, drapieżnym uśmiechem i z wrażenia omal się nie przewróciła.[…]”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz