26 kwi 2015

[34] Pamiętnik 19.04 - 26.04

(c) Mrs. Punk z gallerygold.blogspot.com

Kategoria: Autorskie
Rozdział: 19
  ,,(...) Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. Nagle przed moimi oczami pojawił się obraz mojego pogrzebu. Trumna w której leżałam, została spuszczona do głębokiego rowu. Przed tym całym zjawiskiem stali moi rodzice, rodzina, przyjaciele. Wszyscy byli ubrani w stroje żałobne, a od nich bił ogromny smutek i żal, który stawał się zaraźliwy. Przyglądali się wszystkiemu z załzawionymi oczami, poważnymi minami, a jedni w ogóle nie patrzyli. Moja mama była wtulona w tatę i szlochała najciszej, jak potrafiła, a tata stał jak słup soli i wydawało się, że jest jakimś posągiem, wykutym z marmuru. Przełknęłam z trudem ślinę i załzawionymi oczami spojrzałam głęboko w oczy Nathana, które obecnie wydawały się nie wykazywać żadnych emocji. Starałam się odgonić tą ponurą myśl, która co chwile pojawiała się na powrót i przelatywała, jak jakiś film. Czułam się, jakbym siedziała w jakieś sali kinowej i oglądała to w ciemnym pomieszczeniu bez świateł. Było to bardzo realne, a ja z sekundy na sekundę wykrzywiałam usta w grymasie bólu. (...)’’

Kategoria: Fan Fiction | Inne
Rozdział: Witches...
Każdy z nas, jako przedstawiciel swojego gatunku i nowy, bądź stary członek bractwa Xawier podpisze dziś pakt, w którym oświadczy, że obiecuje dbać o mieszkańców tego miasta, ich spokój i bezpieczeństwo oraz pomyślne stosunki między gatunkami tak długo, jak długo zechce być częścią bractwa- mówię po czym odwracam się i z komody za moimi plecami wyjmuję dokument oraz pióro. Patrzę kolejno w twarz każdego z zebranych i życzliwie się do nich uśmiecham.- A ja oficjalnie obiecuję wam traktować wszystkich na równi i być dla waszych ludzi tym, kim chcą abym była. Moje miejsce tutaj było mi przypisane od narodzin i wiem, że moja mama, a także ojciec chcieli abym była dobrym przywódcą. Nigdy ich nie poznałam, ale mogę spełnić przynajmniej ich wolę- wyznaję po czym jako pierwsza składam podpis na dokumencie. Kol w ogóle się nie zastanawia Bradley rzuca mi szelmowski uśmiech, Aby ma wesołe promyki w oczach, a jej matka sceptycznie cmoka jakby nie do końca się zgadzała z treścią oświadczenia. Wiktor, Oliver, Samantha i Jackson podpisują bez zająknięcia. Ostatecznie dostaję dokument z powrotem w swoje dłonie i patrzę na niego z ogromną nadzieją w oczach.
- No dobra- oświadcza Bradley podnosząc się z krzesła.- Czas na zabawę.

Kategoria: Autorskie
Rozdział: 26
Część 2
– Co mi zamówiłeś?
– Sałatkę grecką – wymruczał.
– A sobie?
Oderwał się od lektury i spojrzał na mnie z uśmieszkiem. Zgiął gazetę w pół i odłożył ją na kraniec stolika. Utkwił we mnie swoje czarne oczy i wydął usta w niebezpiecznym uśmieszku.
– Nie wiem czy chcesz to wiedzieć – zaśmiał się.
– Smakuje okropnie? – podsunęłam.
– Skądże – przybliżył się. – To jedno z moich ulubionych dań.
– Więc co to jest? – wskazałam widelcem na kawałeczek mięsa. – Mogę spróbować?
– Raczej nie – zaśmiał się. – To surowe cielęce serce w krwi.
W jednej chwili upuściłam widelec, który uderzyłby o podłogę, gdyby nie szybki refleks wampira. Cała zbladłam, a moje własne serce podeszło do gardła. Czułam, że zaraz zwrócę wszystko, co do tej pory zjadłam, choć i tak było tego nie wiele. Dylan i jego kubki smakowe. Jak można jeść surowe serce?! Przecież to nie moralne…
– Ty… – wyjąkałam. – Ty tak po prostu jesz serce?
– A co w tym dziwnego? – uśmiechnął się złowieszczo. – Ludzie jedzą różne świństwa, czemu ja miałbym nie jeść czegoś niecodziennego?
– Ile już takich serc zjadłeś? – wyszeptałam.
– Całkiem sporo. Lubię zwierzęce serca, lecz smakołykiem jest ludzkie.
– Zjadasz ludzkie wnętrzności?! – wytrzeszczyłam oczy.
– Tylko serce – wzruszył ramionami. – Dlaczego cię to dziwi Lexi?

Kategoria: Autorskie
Rozdział: 10
Nathana nie widziałam już od ponad tygodnia i na szczęście nie zanosi się na zmianę. Właściwie to nikt go nie widział.
„Prawdziwa zabawa rozpocznie się po moim powrocie”.
Być może nie ma go w Infinityville. Może wyjechał i wróci dopiero za miesiąc?
Mam nadzieję. Właściwie to mam nadzieję, że już nigdy go nie zobaczę. Ani żadnego innego wampira z jego paczki.
Ale jak to mówią: „Nadzieja matką głupich”.
Czasem jednak wolę być głupia, mieć nadzieję i ślepo w coś wierzyć niż chłodno twierdzić, że to niemożliwe. Może dlatego, że odkąd dowiedziałam się o istnieniu drugiego, paranormalnego świata, do którego należą m.in. wampiry i wilkołaki, nic już nie wydaje się niemożliwe.

Kategoria: Autorskie 
Rozdział: Pięć
W tajemniczym salonie, znajdowało się wiele osób, miejsce to było bardzo eleganckie i bogate. Ściany były białe, wokół porozstawiane meble tj. duże dwie sofy, na których siedziały piękne kobiety, pijące drogiego szampana, trzy fotele, duży stół na którym walał się alkohol oraz duży taras, a na nim basen w którym pływali goście. Nagle do salonu wszedł wściekły mężczyzna, miał na imię Deacon, za nim szła kobieta. Miała długie, brązowe włosy, czekoladowe oczy, na sobie miała czarne obcisłe leginsy, czarną koszulkę i wysokie buty.
— Oj braciszku, co cię znowu tak trapi? — spytała wysoka kobieta i usiadła w fotelu.
— Nic, ostatnio nie mogę się skupić... — wyjrzał przez okno tarasowe, gdzie w basenie jego przyjaciel uprawiał seks z jakąś panienką. Ten zaśmiał się pod nosem i przewrócił oczyma, zerkając na siostrę. — Co byś zrobiła, gdybyś spotkała mężczyznę, u którego nie możesz czytać w myślach? — spytał. Mina Nico od razu się zmieniła ze zdziwionej na zaintrygowaną.
— Co ty mówisz?
— No właśnie, w dodatku czuję, że posiada coś magicznego, nie wiem jeszcze co, mój wspaniałomyślny ochroniarz, nie potrafi dowiedzieć się jednej pierdolonej rzeczy — fuknął wściekły i przeszedł się wokół, po chwili sięgnął po butelkę piwa i napił się.
—Przesadzasz, może to przypadek, albo już nie potrafisz tego robić — zaśmiała się kobieta, od razu spotkała się ze złowrogim spojrzeniem brata.
— Czy oni muszą się tak ciągle pieprzyć w moim basenie! — warknął i otworzył drzwi. — Qiuun! Wypieprzaj mi z tego basenu! — krzyknął, a mężczyzna o długich, blond włosach automatycznie odskoczył do tyłu i odepchnął od siebie dwie prostytutki.

Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział: 24
"[...] Zamilkłam, jednocześnie pozwalając, aby zapadła między nami niezręczna cisza. Stałam jak słup soli, wpatrując się w swoje stopy i co chwila pociągając nosem. Zdawałam sobie sprawę z tego, że musiałam wyglądać żałośnie, ale nie to było w tym momencie najważniejsze... Spinałam, to rozluźniałam mięśnie, czekając na jakąkolwiek reakcję Edwarda, a im dłużej to trwały, tym bardziej traciłam nadzieję, że on w ogóle coś zrobi...
- Bella- powiedział moje imię tak nagle, że podniosłam głowę, spoglądając na niego. Wtedy dostrzegłam, że nie stoi tam, gdzie stał wcześniej, tylko podszedł bliżej. Był tak blisko, że gdyby chciał, to mógłby mnie dotknąć. Lekko zdezorientowana jego bliskością cofnęłam się kilka kroków do tyłu. Nie byłam teraz gotowa na to, aby stać blisko niego. Wiedziałam, że mogłoby to wywołać niepożądane u mnie reakcje, które miałyby swoją cenę...
Ale on się nie poddawał. Także szedł w moją stronę, a kiedy natrafiłam na drzewo, wiedziałam, że zabawa w kotka i myszkę się skończy...
- Tak bardzo cię przepraszam...- zaczął, kiedy ponownie stał praktycznie na wyciągnięcie ręki. Podniosłam głowę, spoglądając mu w oczy. Ku swojemu zaskoczeniu odkryłam, że nie miał już swojej maski, a na jego twarzy malowały się wszystkie emocje, które nim targały. [...] "

Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział: 194 - 200
“[…]W oszołomieniu wpatrywałam się w znajomą twarz, które nagle znalazła się zaledwie kilka centymetrów od mojej; ciepły oddech owiał mój policzek, przez co tym trudniej było mi się skoncentrować i dopiero po kilku sekundach zdołałam skupić wzrok na znajomej twarzy wpatrzonego we mnie Gabriela.
Omal nie zachłysnęłam się powietrzem, całkowicie wytrącona z równowagi tym, co działo się wokół mnie. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, a ja dosłownie zatonęłam w tych ciemnych, przypominających dwie nieprzeniknione kosmiczne dziury tęczówkach, przez moment miałam wrażenie, że po raz kolejny spieprzę wszystko i najzwyczajniej w świecie stracę przytomność. Gwałtownie nabrałam powietrza do płuc, z opóźnieniem uprzytomniając sobie, że instynktownie wstrzymałam oddech. Serce tłukło mi się w piersi tak mocno i gwałtownie, jakby w kilka sekund zamierzało nadrobić uderzenia tych kilkudziesięciu lat – czasu, który został nad odebrany, kiedy Michael po raz kolejny zainterweniował w moje życie. To wydawało się niemal bolesne, a ja miałam wrażenie, że uparty narząd za ułamek sekundy połamie mi żebra, ale nie byłam w stanie się na tym skupić; w zasadzie nie potrafiłam skoncentrować się na niczym, zbyt przejęta… oszołomiona… zagubiona…
– Gabrielu… – szepnęłam, a może po prostu poruszyłam ustami – nie miałam pewności, to zresztą wydawało się najmniej istotne. […]”

Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział: 30
„[…]Uciekły obie – i Rosa, i Fiona – chociaż do samego końca naiwnie liczyłem na to, że ta druga jednak zdecyduje się postąpić inaczej, choć zdecydowanie nie zasłużyłem sobie na jakąkolwiek przychylną z jej strony.
Nic z tego.
Zamarłem w bezruchu, w oszołomieniu wpatrując się w chwiejące się na zawiasach drzwi, póki te nie zamknęły się z cichym trzaskiem. Praktycznie bezwiednie zacisnąłem dłonie w pięści, chwytając pustkę, choć to wydawało się bez sensu, a ja czułem się trochę tak, jakbym działał nie tylko na autopilocie, ale przede wszystkim na zwolnionych obrotach. Towarzyszyła mi przede wszystkim pustka – ostateczna, nieopisana wręcz i na swój sposób przerażająca – poza tym za żadne skarby nie potrafiłem sobie wytłumaczyć, jak to w ogóle możliwe, że one uciekły… Jak którekolwiek z nas mogło na to pozwolić, nawet nie próbując ich powstrzymywać, choć powinniśmy byli przynajmniej próbować… Cokolwiek, byleby tak po prostu nie pozwolić im wyjść, zabierając ze sobą wszystko – a zwłaszcza nadzieję, którą nie tak dawno czułem, spoglądając w ciemne oczy wahającej się Fiony.
Teraz jej nie było.
Nie było niczego… […]”

Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział: 47
„[…] – Isabel. – Edward wykorzystał chwilę wytchnienia, by zwrócić się do mnie. Mimochodem zauważyłam, że z premedytacją wymanewrował swojego przeciwnika tak, by odciągnąć go ode mnie na odległość na tyle bezpieczną, bym nie była zagrożona bezpośrednim atakiem. – Biegnij dalej. Ja sobie poradzę, a ty… – Urwał, ale coś w jego znaczącym, przenikliwym spojrzeniu podpowiedziało mi, co takiego miał na myśli.
Z wolna skinęłam głową, odrobinę tylko oszołomiona tym, że w końcu zdecydował mi się zaufać. On sobie poradzi, ja tym czas miałam okazję na to, by uciec i spróbować poszukać Renesmee. To nie było takie proste, tym bardziej, że martwiłam się o niego i pozostałych, ale byłabym głupia, gdybym właśnie teraz zmarnowała taką okazję. Kazał mi biec, a skoro tak…
Nie zastanawiając się dłużej, posłałam Edwardowi jeszcze jedno, przenikliwe spojrzenie, po czym odwróciłam się na pięcie i najzwyczajniej w świecie uciekłam.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz