25 kwi 2016

[86] Pamiętnik 18.04 - 25.04



Kategoria: Autorskie
Rozdział czwarty
"Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie gwałtownie.
- Przed chwilą jeszcze było ci dobrze – stwierdził, znał się na tym i gdyby coś było nie tak to by to wyczuł, a ona sama mu się przecież pchała. Gdyby nie rozcięła sobie tej cholernej wargi nic by się nie wydarzyło. A przynajmniej na razie nic by się nie wydarzyło. - Chyba się mnie nie boisz, Ano.
- Ja... ja nie... - jęknęła.
Bała się.
Chodziło mu dokładnie o taką reakcję, ale nie sądził, że po dość przyjemnym pocałunku dziewczyna będzie się cała trzęsła i chciała jak najszybciej od niego odsunąć. Zaśmiał się krótko, mocniej zaciskając dłoń na jej chudym ramieniu.
- Nie masz czego – odparł z wesołym uśmiechem – a przynajmniej na chwilę obecną nie musisz się mnie obawiać.
- Jak to? - jej niewiedza już go nie bawiła, a jednak zaczynała drażnić. Może jednak powinien sam jej powiedzieć, że od tego wieczoru stanie się jego własnością, a on będzie mógł z nią robić co tylko mu się spodoba. Była naprawdę głupiutka pod tym względem.
- Wszystkiego się dowiesz później. Wracamy – rozkazał."

Kategoria: Autorskie
Rozdział 32
Fragment rozdziału: "Tylko on wiedział, co się właśnie stało. I wcale nie czuł się z tym lepiej. Oczyma wyobraźni wciąż widział jej błagalne spojrzenie, lekko rozwarte w niemej prośbie o uwolnienie usta. Wciąż czuł chłód broni pod palcami, które teraz tak namiętnie zaciskał na materiale jej ubrania. Nigdy nawet nie przypuszczał, że jedna sytuacja tak bardzo obrzydzi mu kontakt z tym metalowym cholerstwem.
Został stworzony do tego, by zabijać takich jak ona. Ale mimo wszystkim instynktom i tym podstępnym głosikom, on nie wierzył w to, że ona może być podobna tamtym potwory. Znał ją, znał lepiej niż siebie samego. Kochał ją. Kochał ją mocniej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Tak mocno, że siła tego uczucia przerażała jego samego. Chciał się o nią troszczyć, być zawsze blisko niej, tulić, kiedy demony przeszłości – w jej przypadku również przyszłości – nie pozwalałyby jej zasnąć. Pragnął jej całej, jej duszy i ciała, chciał zdobyć jej serce i względy. Marzył, by pewnego dnia uciekła z nim od całego tego bagna, by raz na zawsze i definitywnie wybrała tylko jego. By zgodziła się osiąść z nim gdzieś nad morzem, z dala od miejsc, które przyprawiałyby ją o koszmary. Pragnął, by go kochała równie szaleńczo co on ją. Czy więc to nie było oczywiste, że ta piękna, lśniąca i nieskazitelna jak budzące się do życia promienie słońca istota, nie mogła być potworem? Jakże mógłby tak rozpaczliwie i gorąco pokochać jedno z tych odrażających monstrów, które ona mylnie uznawała za członków rodziny?
Wierzył, że to wszystko jest jakimś okrutnym żartem od losu, że wkrótce chmury na ich pogrążonym w mroku nieboskłonie znikną, że wszystko wróci do normy. Że staną się anonimowymi nastolatkami, którym kły, pistolety i klątwy będą znane jedynie z literatury i telewizji.
Żył tymi ślepymi marzeniami już od miesięcy, ale nadal wyglądał poprawy. I każdego ranka zawodził się na sprawiedliwości Wszechświata."

Kategoria: Fan Fiction | Pamiętniki Wampirów
Rozdział 2.2.
Cieszył się, iż sułtan zezwolił mu zabrać te ważne w jego życiu kobiety. Gülay była niewolnicą z jakiegoś niewielkiego europejskiego kraju, jednak już podczas pierwszej wizyty w jego alkowie, podbiła wezyrowe serce.
Pamiętał, jak dziś, kiedy służba wpuściła tę kobietę do jego komnaty. Była ubrana w zwiewną, aksamitną suknię o barwie gorejącego żelaza, z szeroko wykrojonym dekoltem. Jej piersi, które szybko uwolnił z objęć ciasnego materiału, nie były duże; przypominały dwie młode brzoskwinie, które idealnie mieściły się w jego dłoniach podczas pieszczot. Alabastrowa skóra niewolnicy lśniła księżycowym blaskiem, ale to jej oczom oddał serce i duszę.
W oczach swojej pierwszej i jedynej żony dostrzegł wzburzone morze, szafirowe wody, które jeszcze za dziecka sobie upodobał. Gülay, jak ją nazwał, sama w sobie również była jak ocean – tajemnicza, zmienna, nieprzewidywalna. Raz radosna i potulna, raz zagniewana i oporna. Stanowiła dla niego zagadkę, różniła się od pozostałych kobiet z haremu. Pragnął jej, choć nie wiedział, czy ona pragnęła jego. Inne niewolnice wręcz błagały o jego zainteresowanie. Ona, choć nie była obojętna, nie zabiegała nachalnie o względy. Czasami wręcz subtelnie odrzucała jego zaloty. Jego! Wezyra, członka dywanu, jednej z najważniejszych osób w Sułtanacie Delhijskim! Nie wiedział, jak z nią postępować, była enigmatyczna i zachowywała się z najwyższą godnością, jakby niewolnictwo wcale nie ujęło jej dumie.
Pojął ją za żonę po naprawdę długim okresie i nigdy nie pragnął żadnej innej kobiety, choć zarządca haremu nie raz podsyłał do jego alkowy podobne niewolnice. Żadna jednak nie miała tych morskich oczu i ujmującego sposobu bycia.

Kategoria: Autorskie
Rozdział VI
Fragment rozdziału: „[…]Z pewnym opóźnieniem skinęła głową, aż nazbyt świadoma tego, że Danielle wciąż ją obserwowała. Nie wydawała się zachwycona taką formą odpowiedzi, ostatecznie jednak zdecydowała się nie komentować tego nawet słowem. W zamian po raz kolejny nachyliła się w stronę Eve, w najzupełniej naturalnym, swobodnym geście, ujmując ją za dłoń, jakby fizyczny kontakt mógł być w stanie pozwolić jej lepiej przekazać to, co planowała powiedzieć.
– Chcę, żebyś była bezpieczna. I to nie tylko przez wzgląd na Beatrice, jeśli akurat to przyszło ci do głowy – oznajmiła z powagą, starannie dobierając kolejne słowa. – To nie jest dla ciebie łatwe i bez wątpienia jesteś zagubiona, ale najważniejsze jest to, żebyś przez to wszystko nie zapomniała o zdrowym rozsądku. Haven jest piękne, chociaż czasami potrzeba czasu, żeby dostrzec jego faktyczną naturę… Jest dzikie – dodała z naciskiem. – Jesteśmy pośrodku nicości, co pewnie już sama zdążyłaś zauważyć. Z daleka od większych miast, w samym środku lasów… Tutaj ludzie żyją w innym rytmie niż w metropoliach, w zgodnie z naturą, chociaż to może być dla ciebie abstrakcją. Uznaj to za ględzenie starej kobiety, która widziała to i owo, ale… Cóż, po prostu postaraj się wziąć pod uwagę to, co ci mówię. Czasami nie wszystko jest takie oczywiste, jak mogłoby się wydawać. – Zamilkła, być może wyłącznie po to, by złapać oddech, a może usiłując zebrać myśli – Eveline było wszystko jedno, skoro tak czy inaczej czuła się oszołomiona. – Uważaj, kogo zapraszasz do domu. Nie chcę cię straszyć, ale w Haven działo się dość złych rzeczy, bym z całym przekonaniem mogła powiedzieć ci, że nie ma niczego lepszego od zasady ograniczonego zaufania. Postaraj się zaufać w sobie, a wtedy nikt ani nic cię nie skrzywdzi.[…]”

Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział 171 - 177
Fragment rozdziału: „[…]– Więc to jest jednak randka? – wypalił, a ona przez dłuższą chwilę miała wielką ochotę na to, żeby się schować.
– Nie mam pojęcia – przyznała zgodnie z prawdą. – Nigdy dotąd… Ech, nie miałam zbyt wielu rozrywek do tej pory.
– Naprawdę jesteś sama? – zapytał z powątpiewaniem.
Wzruszyła ramionami. Do tej pory było jej z tym dobrze.
– Szczerze powiedziawszy, to od urodzenia mieszkałam w tunelach pod miastem. Musieliśmy się ukrywać, bo… To dłuższa historia – zapowiedziała, a chłopak spojrzał na nią z błyskiem w ciemnych oczach.
– O królowej wampirów? Jacob coś wspominał, chociaż nie chciał wchodzić w szczegóły. To dziwne, bo dotychczas aż rwał się do walki, sama wiesz… – dodał, a Claire ledwo powstrzymała westchnienie; zdążyła zaobserwować, że niektórzy faceci mieli niezdrowe zapędy do wszelakich, nawet najbardziej niebezpiecznych konfliktów.
– Ziemia spływała krwią. To nie mogło być dobre – powiedziała cicho, po czym zawahała się na moment. – Odebrała nam wszystko, co najlepsze i to na blisko wiek: wolność, najbliższych… wspomnienia. Przez osiemdziesiąt lat byłam obca mojej własnej mamie – dodała po chwili, a Seth spojrzał na nią tak, jakby próbowała mówić do niego w jakimś obcym języku.
– Claire…[…]”
Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział 63
Fragment rozdziału: „[…]– Jednak pamiętasz więcej niż raczysz przyznać – zarzucił jej, zanim zdążył ugryźć się w język.
Przez twarz dziewczyny przemknął cień, ta zresztą nawet nie próbowała tego ukryć. W ułamek sekundy później zmaterializowała się tuż przed nim, wyraźnie wzburzona i sprawiająca wrażenie chętnej tego, żeby zacisnąć palce na jego gardle. Zaskoczyła go, choć nie po raz pierwszy widział, jak traciła nad sobą kontrolę, pozwalając sobie na coś, co w innym wypadku bez wątpienia nie miałoby miejsca. Wystarczyło, że wspomniał momenty, kiedy spoglądała na niego niemalże nienawistnie, sprawiając wrażenie kogoś niebezpiecznego, złaknionego krwi i chętnego w każdej chwili zaatakować.
– Śmiesz mi jeszcze cokolwiek zarzucać? – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – To przez ciebie jestem tutaj i czuję się jak dziecko we mgle. Błądzę, walczę o odzyskanie kontroli nad własnym życiem i wciąż próbuję zrozumieć, co dzieje się wokół mnie. To, co wiem albo nie, to tylko i wyłącznie moja sprawa, tym bardziej, że ty też nigdy na bieżąco nie dzieliłeś się ze mną tym, co wiesz, Carlos – warknęła i chociaż coś w jej słowach go zaniepokoiło, zmusił się do zachowania spokoju i niemalże całkowitej obojętności.[…]”

Kategoria: Autorskie
Rozdział 2
[...]Zaczesał dłonią włosy i na wszelki wypadek postanowił nadal iść w kierunku, co wcześniej, jednak zrobił zaledwie krok, a na kogoś wpadł.
— Bez jaj — powiedział lekko zirytowany.
Roseanne powoli dochodziła do siebie po zderzeniu z nieznajomym. Szybko zgarnęła z twarzy kosmyki włosów i spojrzała przenikliwie na osobę, która kiedyś uratowała jej życie. Zapewne miałaby uśmiech na twarzy jak to zawsze, gdy poznawała nową osobę, ale nie tym razem. Mina chłopaka mówiła sama za siebie. Gołym okiem było widać, że nie chce mieć z nią nic wspólnego i nie rozumiała dlaczego. Zielone oczy nieznajomego patrzyły na nią z odrzuceniem, a nawet groźnie, jednak mimo to nie straciły swojego uroku. Roseanne stwierdziła, że mimo wszystko są piękne, nawet gdy kryje się w nich złość.
— Miłe powitanie — powiedziała, mrużąc przy tym oczy.
— Czego chcesz? — zapytał niechętnie wampir i założył ręce na piersi.
Rosie nic nie powiedziała. [...]Zaczęła kiwać się do przodu i tyłu ze wzrokiem utkwionym tym razem w czubki swoich butów.
— Nie mam pojęcia, czy wiesz, ale przez ciebie tracę czas. Powiedz w końcu czego chcesz. No bo chyba nie ganiałaś za mną bez przyczyny, robiąc tym samym z siebie idiotkę — powiedział podniesionym głosem.
— Nie. — Spojrzała w jego oczy.
— Więc słucham — powiedział tak od niechcenia i zerknął na godzinę na zegarku znajdującym się na wieży ratusza. — Tylko się pospiesz, nie mam za dużo czasu.
Roseanne przewróciła oczami. Myślała, że chłopak jest inny, albo specjalnie udawał opryskliwego, by jak najszybciej się jej pozbyć.
— Dobrze. — Uśmiechnęła się słodko, ale i z pogardą. — Od ponad trzech miesięcy to nie daje mi spokoju... Czy nie jesteś czasem chłopakiem, którego widziałam właśnie trzy miesiące temu, gdy byłam w szpitalu? — zapytała, ale gdy zobaczyła zaskoczenie na twarzy nieznajomego, szybko dodała: — Wiem, że to może brzmieć dziwnie, ale jesteś do niego podobny i mam wrażenie, że byleś to ty. I że również byłeś tą samą osobą, którą widziałam jeszcze zanim trafiłam do szpitala.
— Czy zadajesz to pytanie każdemu, kto jest podobny do twojego wybawcy? — ostatnie słowo wypowiedział z pogardą.[...]



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz