22 lut 2016

[77] Pamiętnik 15.02 - 22.02




Kategoria: Autorskie
Rozdział 5. Część 4
– Myślisz, że przeżyję chociaż parę treningów? – zapytałem z bólem w głosie.
– Mam nadzieję, masz zbyt piękną buźkę, żeby szybko umierać – spojrzała mi prosto w oczy. – Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś taki jak my. Nie wierzysz w to, bo przyszedłeś tutaj z Dworu i nie miałeś do tej pory styczności, z takim światem, ale dostosujesz się. Ba! W twoich oczach widzę siłę, która przewyższa tropicieli. Masz takie samo spojrzenie jak Richard, ja wiem, że nie jesteś tylko czystokrwistym.
– Oczywiście, oprócz tego jestem bękartem puszczalskiej suki – prychnąłem.
– Nie ona się liczy, lecz ojciec.
– Nie znam go – wzruszyłem lekko ramionami.
– Więc go szukaj – potrząsnęła mną. – Niech to będzie twoim nowym celem. To powinno pomóc ci przetrwać w naszym świecie, niech ta chęć poznania ojca będzie twoją determinacją i siłą do dalszej egzystencji.
– A jeśli nie żyje?
– Jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz.

Kategoria: Autorskie
Rozdział 23
Fragment: "- Spałam cały dzień?- wykrzyknęłam zszokowana.
Lydia wydała śmieszny odgłos (zabrzmiało to trochę jak yup, ze szczególnym przedłużeniem środkowej samogłoski) co odebrałam jako leniwe "tak".
O matko. Przespałam dwanaście godzin. Bez koszmarów. Bez łez. Bez wrzasków.
Zwycięstwo!
- Idziemy do mnie?- zapytałam, wstając. Dopiero w pionie uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem obolała od długiego leżenia.- Możesz zostać na noc.
- A Daniel?- Lydia spojrzała na mnie zdziwiona.
- Co Daniel?- prychnęłam, naciągając na siebie bluzę, którą zdjęłam przed snem.- On nam się do łóżka nie właduje. O to możesz być spokojna.
- Martwisz się, czy w ogóle wróci- zauważyła spokojnym tonem Lydia.
- Wróci czy nie, mam to w nosie.
A tak naprawdę byłam przerażona świadomością, że mogę go już nie zobaczyć..."

 Kategoria: Autorskie
I don't love you anymore, goodbye.
- Przyszła, kiedy tylko Katherine i Tobias wyjechali. Myślałam, że chce mi pomóc, ale kiedy zerwałam z wami więź, poczułam okropny ból głowy i zobaczyłam jak...- urywa i patrzy na mnie ze łzami w oczach. Nie płacze z powodu swojego bólu i strachu, a ubolewając nade mną. Płacze z powodu końca mnie i Palomy. Płacze, bo wie, jak bardzo boli mnie wybór kobiety, którą uznawałem za miłość mojego życia. Paloma chciała mojej śmierci, przyszła, aby uniemożliwić Bonnie chronienie nas, w trakcie akcji. Przyszła, aby się upewnić, że umrę.

Kategoria: Autorskie
Rozdział 39
(...)Brat zmarłego, który wszystko widział, krzyknął głosem przepełnionym rozpaczą. Rzucił się na winnych i mimo że był jeden, jego wściekłość pozwoliła mu górować nad wilkołakami. Jednemu zachłannie wgryzł się w szyję. Jad od razu zabił nadnaturalnego. Drugiego potraktował identycznie, przy okazji wbijając w jego serce srebrny sztylet, który podniósł z ziemi. Odsunął się od pokonanego. Z rąk wyleciała mu broń. Spojrzał na ciało brata, a raczej na to, co z niego pozostało, bo wszystkie wnętrzności wyszły na zewnątrz, powodując nieprzyjemny zapach. Chwilę później poczuł wbijające się w swoje plecy ostre pazury. Jeden z wilkołaków wziął w paszczę jego rękę i zaczął tarmosić jego ciałem, jak szmacianą lalkę.(...)
Duch zaczął się śmiać. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i w tempie przemieszczającego się wiatru przemknął drogę dzielącą ją do Andrei i wszedł w jej ciało.
Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem. Jej oczy przybrały kolor czerni z białkami włącznie. Odbijało się w nich światło. Usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu, natomiast skóra stała się idealnie gładka i jeszcze bledsza, niż była. Biła od niej groza i pogarda do innych.
— Andrea? Jesteś tam? —zapytał zdezorientowany chłopak.
— Chyba śnisz! — odpowiedziała mu dziewczyna nie swoim głosem i zaczęła się śmiać.(...)

Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział: 115 - 121
[...] – Co tym razem? Święto ku czci strażnika piekieł, anioła zniszczenia, czy jakiejś równie sympatycznej istoty, która będzie chciała nas pozabijać? – rzucił z nutką złośliwości, ale wiedziała, że nie mówił poważnie.
– Samhain – uświadomiła go ze spokojem.
– Samhain? – powtórzył, wymownie unosząc brwi ku górze. – Co ty znowu…?
Cokolwiek miał do dodania, powstrzymał go spokojny, melodyjny śmiech Allegry. Kiedy oboje obrócili się w stronę wejścia, Beau zauważyła, że matka niosła ze sobą cały bukiet wonnych ziół. To było znajome i kojące, a jej udało się uśmiechnąć i to nawet wtedy, kiedy kobieta jak gdyby nigdy nic podeszła do Marco, pozwalając żeby ten stanowczym ruchem przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.
– Samhain to celtyckie święto końca lata – wyjaśniła usłużnie Allegra, wciskając partnerowi w ramiona całe naręcze zebranych przez siebie ziół. – Poganie wierzyli, że przez jedną noc światy żywych i umarłych mieszają się ze sobą, a dusze zmarłych powracają na ziemię, żeby spotkać się ze swoimi najbliższymi. Zgodnie ze zwyczajem na tę jedną noc domy pogrążały się w całkowitych ciemnościach, by zniechęcić niespokojne dusze do pozostania na ziemi. Na zewnątrz pozostawiano jedzenie… To był rodzaj podarku na dalszą drogę w niebyt – dodała i uśmiechnęła się nieco ironicznie. – Ówcześnie znane jest jako Halloween.
– I oczywiście nie możemy trzymać się tego, co jest teraz, prawda? – zapytał z westchnieniem, wplatając palce w jasnej włosy kapłanki. – Nie, nie odpowiadajcie…
– Nie zamierzamy. [...]

Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział: 60
[...] Nie zorientowała się, kiedy nagle ją puścił ani kiedy zachwiała się niebezpiecznie, tracąc równowagę i chyba jedynie cudem nie lądując na ziemi. Carlos pochwycił ją w pasie, pozwalając żeby wygięła się do tyłu i nachylając w taki sposób, że ich twarze znalazły się na jednej wysokości. Serce tłukło jej się w pierwsi jak szalone, kiedy zaś spojrzała mu w oczy, przekonała się, że patrzył na nią w bliżej nieokreślony, co najmniej dziwy sposób. Czuła na twarzy jego słodki oddech, co niezmiennie ją rozpraszało, nie pozwalając na zebranie myśli, a tym bardziej zrozumienie tego, co działo się w jej wnętrzu i głowie. Czuła się oszołomiona i wytrącona z równowagi, chociaż nie przypuszczała nawet, że taniec z jakimkolwiek mężczyzną może wprawić ją w taki stan.
– Z kobietą trzeba bardzo ostrożnie, a już zwłaszcza taką, która pozwala na wspólny taniec – odezwał się cicho Carlos, a jego głos okazał się dziwnie zachrypnięty. Mówił i miała wrażenie, że w rzeczywistości zwracał się do niej, chociaż z drugiej strony… – Wszystko sprowadza się do wspólnego zaufania i… Ach, teraz mi ufasz, prawda Mary? – dodał i to pytanie wytrąciło ją z równowagi bardziej niż cokolwiek innego. [...]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz