1 lut 2016

[74] Pamiętnik 25.01 - 01.02


Kategoria: FanFiction | Zmierzch
Rozdział:18
[...] Walcz.
Walcz, walcz, walcz, walcz, bo…
Niespójne myśli tłukły mi się w głowie, oszałamiająco intensywne i tak nielogiczne, że sama nie potrafiłam ich zinterpretować. Niezależnie od tego, czułam się tak zdeterminowana, jak nigdy dotąd, może pomijając ten moment w celi, kiedy straciłam nad sobą kontrolę. Gniew narastał, skutecznie tłumiąc strach, choć to ten drugi wydawał się o wiele bardziej zrozumiały w sytuacji, w której od śmierci mogła dzielić mnie kolejna decyzja mojej oprawczyni. Czułam się otępiała i wściekła, gotowa zrobić wszystko, byleby tylko ochronić to, co w tamtej chwili uważałam za najcenniejsze dla mnie. To uczucie mnie oszołomiło, ale nie próbowałam z nim walczyć, w pełni poddając się podszeptom intuicji i mając wrażenie, że mogłabym walczyć do upadłego, byleby tylko zyskać choć cień szansy na osiągnięcie celu.
Adrenalina i wybuchowa mieszanka emocji zrobiły swoje, mnie zaś udało się przynajmniej na moment zaskoczyć Rosę. Aż wzdrygnęłam się, kiedy jakimś cudem udało mi się oswobodzić rękę i zwinięta w pięść dłonią z całej siły uderzyłam dziewczynę w twarz. Ból rozszedł się po całym moim ciele, na moment mnie paraliżując, co wytrąciło mnie z równowagi bardziej, niż zaskoczoną atakiem Rosę. Nie zsunęła się ze mnie, ale zastygła w bezruchu, spoglądając na mnie w taki sposób, jakby widziała mnie po raz pierwszy. Jej rubinowe tęczówki zabłysły dziko, zdradzając nie tylko zaskoczenie, ale też nieopisaną wściekłość, w miarę jak zaczęło dochodzić do niej to, co miałam czelność zrobić. Nie chodziło o ból, bo nie sądziłam, żeby poczuła cokolwiek, ale o sam fakt tego, że mogłabym ją uderzyć, zupełnie jakbym była kimś, kto dorównywał jej siłą i umiejętności.
– Ty… [...]
Kategoria: FanFiction | Zmierzch
Rozdział: 59
[...] – Ali nie ma powodów, by chcieć zbliżyć się do Nicholasa – zaoponował natychmiast Carlisle. – Porozmawiam z nią o tym, kiedy wróci. Byłbym wdzięczny, gdybyś wszystkiego nie utrudniał, Carlos – dodał, a wampir spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Ja utrudniam? – powtórzył, nie kryjąc zaskoczenia. Roześmiał się, ale bez wesołości, a jego tęczówki jakimś cudem jeszcze bardziej pociemniały. – Lepiej mi powiedz, czego ten dzieciak może od niej chcieć. To wy razem pracujecie, o ile mnie pamięć nie myli. Wybacz, braciszku, ale w kwestii zachowania bezpieczeństwa chyba jestem lepszy niż wy z tym swoim „wegetarianizmem” – rzucił z irytacją, kreśląc w powietrzu cudzysłów. – Dobry przykład masz tam.
Mary skrzywiła się, nie pierwszy raz mając wrażenie, że brunet traktował ją jak rzecz – na dodatek zbędną, jakby tego było mało. Kpina w jego głosie sprawiła, że poczuła się jeszcze bardziej poirytowana, chociaż już jakiś czas temu powinna była przyzwyczaić się do tego, że wampir miał skłonność do tego, żeby irytować wszystkich przy każdej możliwej okazji. Podobno nie miał wyjątkowych zdolności (I chwała opatrzności za to!), ale gdyby dobrze się nad tym zastanowić, jego umiejętność wytrącania innych z równowagi była już chyba legendarna. Sam Carlos wydawał się z tego bardzo zadowolony, a przynajmniej zawsze jej się wydawało, że czerpał przyjemność z grania innym na nerwach, jakkolwiek irracjonalne by się to nie wydawało.
– Wybacz, że żyję – mruknęła, a on spojrzał nad nią z zaciekawieniem. [...]
Kategoria: FanFiction | Zmierzch
Rozdział: 94 - 100
[...] - On mnie nie nacierpi, po prostu wiem, że tak jest – stwierdziła z przekonaniem, wymownie zerkając w stronę klasy historycznej. – Nie widziałam wcześniej, żeby sam z siebie się zamknął. Kiedy zaczynał się nakręcać… O mój Boże. – Zaśmiała się nerwowo, ale szczerze, w bardzo przyjemny dla ucha sposób. – Och, właśnie! Jestem Issie. To znaczy Marissa, ale to strasznie ciężkie imię, więc wolę Issie – wyrzuciła z siebie na wydechu, nagle zaczynając trajkotać niczym katarynka, czego raczej nie dało powiedzieć o niej, kiedy siedziała na historii. – Marissa Issie Morgan.
Claire spojrzała na nią w osłupieniu, co najmniej oszołomiona tym, że dziewczyna w zaledwie minutę zdążyła przedstawić się na co najmniej trzy różne sposoby. Zmierzyła ją wzrokiem, w głowie szukając jakiejś sensownej odpowiedzi, ale coś w Issie skutecznie wytrąciło ją z równowagi.
– Claire – wyrzuciła z siebie w końcu, a blondynka obdarowała ją kolejnym szczerym, olśniewającym uśmiechem.
– Nie mam pojęcia, kim jesteś, Claire, ale chyba właśnie zaczynam wierzyć w cuda – stwierdziła, po czym krótko skinęła głową w głąb korytarza. – Widzę Camerona. Nie jestem pewna, ale chyba na ciebie czeka – dodała, a potem jak gdyby nigdy nic pociągnęła Claire za rękę i tanecznym krokiem ruszyła przed siebie.
Nie pozostało jej nic innego, jak ruszyć za nią.[...]
Kategoria: Autorskie
Rozdział: 21
Wróciłam do pokoju, natychmiast wyczuwając, że drzwi balkonowe są otwarte. Temperatura w pomieszczeniu znacznie spadła.
- Drzwi!- krzyknęłam, wskakując na łóżko i zagrzebując się pod kołdrą.
- Przynajmniej wychodzę na zewnątrz, gdy chcę zapalić- mruknął Daniel, wracając do środka wraz z mroźno- papierosowym zapachem.
- I co, chcesz za to jakąś nagrodę?
Daniel zignorował mnie, zdejmując mundur. Zwinął marynarkę w kulkę i cisnął do swojej części szafy. Z którejś z półek wyciągnął czarną bluzkę z długim rękawem. Wciągnął ją na siebie, uprzednio pozbywając się białej koszuli. Przyglądałam się w milczeniu, jak mięśnie jego pleców poruszają się przy każdym ruchu.
- Wychodzę- oświadczył, zasuwając szafę. W lustrze podchwyciłam jego spojrzenie.- Przez godzinę czy dwie chyba nic ci się nie stanie. Lepiej byłoby jednak, gdybyś po prostu nie wychodziła z pokoju.
- Ale...- Jego zachowanie tak mnie zaskoczyło, że nie potrafiłam sklecić żadnego, sensownego zdania.- Chwila. Jak to: WYCHODZISZ?!
- Normalnie.- Daniel chwycił ze stołu paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym wsunął je do tylnej kieszeni dżinsów.- Drzwiami.
Kategoria: FanFiction | Zmierzch
Rozdział: 2
[...] Idąc w stronę wyjścia zastanawiał się, jak to możliwe, ze nieznajoma osoba była w stanie aż w tak dużym stopniu zaabsorbować jego myśli, że nie zorientował się, iż apel dobiegł końca i w końcu mógł opuścić ten przybytek edukacji… Nigdy nie zainteresował się w tak dużym stopniu żadnym człowiekiem. Ale może ona nim nie była? Nie, to nie było możliwe. Spotkanie kogoś pokroju jego w tak małej mieścinie było praktycznie niemożliwe, a dziewczyna za bardzo przypominała człowieka, żeby ta teoria miała jakiś większy sens. Powinien zdecydowanie odpuścić.
Jednak i na dworze nie mógł zaznać spokoju, bo ledwo pojawił się na szkolnym parkingu dostrzegł dziewczynę z apelu w towarzystwie jakiegoś chłopaka… Dlaczego na każdym kroku musiał spotykać akurat ją? [...]
Kategoria: Autorskie
Rozdział: 37
(...)Przed oczami Rosalie pojawiła się ta scena. Wyszła z domu, bo szła do koleżanki. Poszła przez las, bo chciała skrócić sobie drogę. Nie zwróciła uwagi na to, że księżyc miał inny kolor. Gdy słyszała szelest w krzakach, nie zwróciła na to uwagi, bo wiał wiatr. Była już blisko wyjścia na drogę, ale przed nią wyrósł wielki wilk. Stanęła i z przerażeniem w oczach patrzyła w czerwone ślepia. Nie była w stanie się ruszyć, bo strach spowodował, że nogi odmówiły jej posłuszeństwa. W ułamku sekundy poczuła na sobie wielkie, włochate cielsko, które boleśnie przygniotło ją do ziemi. Nie mogła zapomnieć tego okropnego bólu. Płakała i krzyczała, ale nikt nie słyszał jej wołań o pomoc. Myślała, że umarła, ale wciąż żyła, tylko niczego nie czuła. Widziała, jak bestia znęca się nad jej ciałem. Uciekła, nie mogąc na to patrzeć.
Dziewczyna-duch zaczęła cicho szlochać. Wokół niej powyrastały białe róże. Lilith chciała ją pocieszyć, ale gdy tylko ją dotknęła, jej ręka przenikała przez nią, więc powstrzymała się.
— Odebrał mi ciało — załkała. W jej oczach kryła się nienawiść. — Rozumiesz?(...)
Kategoria: FanFiction | The Originals
Rozdział XXXVIII : Illusion

Jedynie ci kochankowie mogą o sobie zapomnieć, którzy niedostatecznie się kochali, by się znienawidzić.Ale czy Elijah stał się moim kochankiem? Może wiele osób by tak twierdziło ale sytuacja się zmieniła.
Kategoria: FanFiction | Zmierzch
Rozdział: 5
(...) - Jak mogłeś?! - wydusiła z siebie w końcu. Zareagowała automatycznie, nie mogła sobie pozwolić na to, aby ktokolwiek traktował ją w ten sposób.
Nie poczuła samego uderzenia, usłyszała jedynie jak jej własna, drobna dłoń uderza o policzek Indianina, a potem jego jęk. Zabolało dopiero po kilku sekundach, kiedy zdała sobie sprawę z tego co zrobiła. Policzek zmiennokształtnego zrobił się czerwony, a Renesmee miała wrażenie, że z każdą następną sekundą robi się coraz ciemniejszy. Zasłużył sobie, uspokoiła się w myślach, aby przypadkiem nie przyszło jej do głowy, aby go za to przepraszać. Chłopak przez jakiś czas nie podniósł na nią wzroku, ani nie wykonał żadnego gestu. Po prostu stał wpatrując się w piasek. Dopiero, kiedy podniósł głowę Nessie cofnęła się o krok. On sam zrobił krok do przodu.
- Ness...
- Nie zbliżaj się! - warknęła. - Zostaw mnie w spokoju, Jacob.(...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz