18 maj 2015

[37] Pamiętnik 11.05- 18.05


Kategoria: FanFiction | Pamiętniki Wampirów

Rozdział: 25 " W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone "Wykorzystałam okazję i chwyciłam go z całej siły za rękę, ciągnąc w swoją stronę, aż się przewrócił i upadł obok mnie. W wampirzym tempie uklękłam okrakiem po obu stronach jego brzucha i unieruchomiłam mu nadgarstki, w taki sam sposób jak zrobił to on przed chwilą.
-I co ty na to?-uśmiechnęłam się zwycięsko.
-Moja słodka Caroline...- powiedział uśmiechnięty- Jeśli chciałaś być na górze wystarczyło powiedzieć.
-Myślałam, że mamy walczyć, a ty nawet nie próbujesz się wyrwać.-zmarszczyłam brwi.-Przecież wygrałam.
-Dziwne. Nie czuję się jak przegrany. -spojrzał na moją luźną bluzkę z dekoltem.
Kategoria: Autorskie

Rozdział: 27 cz.1
– Widzisz, właśnie tego chciałem uniknąć – powiedział ze spokojem.
– Na dworze wampirów często się to zdarza? – zapytałam szybko.
– Często? – zaśmiał się. – To codzienność.
– Biłeś się z jednym z najstarszych Denverów…?
– Pewnie – wzruszył ramionami. – Nie jeden raz. Głupi gbur zawsze mi dokuczał. W końcu to ja pewnego dnia złapałem go za fraki i cisnąłem jego łbem prosto w królewski mur.
– Aha – zamrugałam kilkukrotnie ze zdziwienia.
– Wszystko gotowe wasza wysokość – poinformował nas Boy ciągnąc za sobą wózek.
– Możesz wracać do siebie.
Dylan dał chłopakowi napiwek za przywiezienie moich prezentów, po czym ruszył do drzwi. Kiedy Boy zniknął za nimi wampir zamknął wrota i przekręcił klucze w zamku. Teraz nie musieliśmy obawiać się nagłego wejścia jakiegokolwiek wampira. Oparł się niedbale o drzwi i zaczął kręcić kluczami dookoła swojego długiego palca. Miał przy tym szelmowski uśmieszek, jak zwykle. Rzucił je po chwili na szafki i spojrzał na mnie znacząco. Razem ruszyliśmy w swoją stronę, zupełnie, jakbyśmy byli magnesami o przeciwnych biegunach. W tej chwili już nic mnie nie obchodziło poza Dylanem, a w niepamięć zaczęła odchodzić sytuacja sprzed kilku chwil. Był tylko on i ja, razem w zamkniętym apartamencie.


Kategoria: Autorskie

Rozdział: 26
Wampir posłał mi chytry uśmieszek.
- Proszę, proszę, co za niespodziewana wizyta - zaśmiał się Thomas - James Stansern w moim domu. A czemuż zawdzięczamy ten zaszczyt?
Spojrzałam na Cathy, a z jej twarzy zniknął uśmiech, pojawiła się raczej trwoga i obawa. Ona wiedziała co się święci, ja niestety nie... Oczy James'a były skierowane prosto na mnie, uniósł jedną brew,a na jego twarzy pojawił się charakterystyczny dla niego uśmieszek i zaczął mówić.
- Przyszedłem odebrać swoją własność - spojrzał na mnie, oblizując wargi.
Kategoria: FanFiction |Crossover

Rozdział: 14
Cornel z cwanym uśmiechem otworzył drzwi hotelowego pokoju, ocierając wierzchem dłoni świeżą krew po ostatniej ofierze. Ujrzawszy przy kominku Slavika skinął mu przyjaźnie głową, przypatrując się jak czarownik za pomocą czarów zapala ponad tuzin świec ułożonych w okrąg.
- Wszystko poszło zgodnie z planem? - zapytał, odkładając na bok starą księgę zaklęć.
- Tak jak prosiłeś. Nasz kotek myśli, że uwziąłem się na blondynę, a tak naprawdę wpadła w naszą pułapkę. Wcześniej rozłożyłem księżycowe kamienie wokół ich posiadłości, więc nie będzie problemu z połączeniem. Widziałem, jak wchodzi do środka - zaśmiał się Cornel, siadając wzdłuż łóżka posłanego śnieżnobiałą pościelą. - Choć muszę przyznać, że blondyna jest niezła - zamarzył się, na co Slavik tylko zaśmiał się krótko.
Usiadłszy na środku okręgu ze świec zamknął powoli oczy.
- Skup się na jednym z gorszych wspomnień Belli - polecił wampirowi, który natychmiast spoważniał. - Połączę wasze umysły, dlatego próbuj myśleć tylko o jednym wspomnieniu - polecił, biorąc głęboki wdech.
- Phoematos manex un domo hax fero adiuvex...
Kategoria: FanFiction | Zmierzch

Rozdział: 25
Zatonęłam w jego topazowych tęczówkach, porażona szczerością, jaka z nich biła. Tak bardzo chciałam uwierzyć w to, co on mówił... Jednak nie potrafiłam ot tak mu zaufać po tym wszystkim. Czas był niezbędny chociaż i to nie byłam pewna, czy jego upływ będzie miał dla mnie jakiekolwiek znaczenie... Wiedziałam, że wystarczy tylko chwila, abym się ugięła, jednak po żadnym pozorem nie mogłam na to pozwolić. Nie było nawet takiej możliwości, żeby wszystko było, jak dawniej. Bo nic nie było- teraz był Tommy, nasze relacje (moje i Edwarda) miały bardzo skomplikowany stan... No i jeszcze David, który tak bardzo wszystko utrudniał. Musiałam to wszystko sobie przemyśleć i dopiero wtedy podjąć decyzję, jaki ma być mój następny krok...
- Powiedzmy, że ci zaufam... Ale co dalej? Będziesz z nami jakiś czas, a później ponownie wyjedziesz, kiedy sprawy pokomplikują się jeszcze bardziej? Już teraz jest mi ciężko i robienie sobie zbytecznych nadziei wcale mi nie pomoże. Tommy już wystarczająco widział moich łez i nie mam zamiaru dopuścić do tego, żeby przez ciebie znów je widział.- Mój głos cały czas drżał, zdradzając mój stosunek do tego wszystkiego. Nie ufałam samej sobie i bałam się tego, że w pewnym momencie po prostu wskoczę mu w ramiona i wybaczę wszystko, byleby tylko został ze mną... Czułam się jak jakaś idiotka, która nie może się na nic zdecydować i jest prawie że zdeterminowana, aby zacząć działać i zrobić coś, by móc zaznać chociaż odrobinę prawdziwej miłości. Owszem, miałam rodziców, przyjaciół synka, jednak to nie to samo, co mieć przy sobie tą drugą połówkę jabłka, przeznaczoną specjalnie dla mnie... Kiedy wypłakiwałam się w ramię ojca, znajdowałam ukojenie, jednak tylko chwilowe. Nie pamiętałam już nawet dnia, w którym chociażby na chwilę udałoby mi się zapomnieć o tym wszystkim. Cały czas w moim umyśle czaiła się myśl, że to nie ramion ojca potrzebowałam i to nie słowa matki miały mi przynieść tak bardzo upragnione ukojenie...
Kategoria: FanFiction | Zmierzch

Rozdział: 212-117
[…]Oddychając coraz bardziej spazmatycznie, zmusiłam się do tego, by spojrzeć wprost w rubinowe tęczówki Lawrence’a. Miałam wrażenie, że jego oczy łagodnie jarzą się w panującym wokół półmroku, stanowiąc najbardziej charakterystyczny z punktów, które byłam w stanie dostrzec, choć łzy w znacznym stopniu zniekształcały to, co byłam w stanie zobaczyć. Chociaż miała wiele powodów, by całą sobą nienawidzić stojącego przede mną mężczyzny, a do tej pory sama myśl o nim wzbudzała we mnie gniew, w tamtej chwili przeszłość odeszła dla mnie na dalszy plan. Dla mojego dziecka byłam gotowa zrobić wszystko, co tylko będzie konieczne, nawet jeśli musiałabym się przed nim poniżyć albo…
Albo gdybym musiała go błagać.
– L… – Przełknęłam z trudem, tak spanikowana, że powoli zaczynałam krztusić się zarówno łzami, jak i powietrzem. Spróbowałam odsunąć się jeszcze bardziej, wciskając się w ścianę i w znaczącym geście kładąc dłoń na brzuchu, jakbym w ten sposób miała być w stanie chronić rozwijającą się we mnie istotę. – P-proszę cię… Lawrence, błagam… – zaczęłam i zaraz urwałam, bo drgnął niespokojnie i nagle podszedł bliżej, wspierając obie dłonie na ścianie po obu stronach mojej twarzy.[…]
Kategoria: FanFiction | Zmierzch

Rozdział: 36
[…] – Dobra… Dobra, daj mi pomyśleć – mruknął, zatrzymując się gwałtownie. Aż wzdrygnęła się, kiedy z całej siły uderzył dłońmi w przód maski auta, pozostawiając na karoserii dwa znacznych rozmiarów wgłębienia. – Jak będziemy mieli szczęście, może niczego nie zapamięta. Nie widział przemiany Skyler, więc może… Kurwa, Alyssa, przecież to jak prosić się o problemy! – jęknął, potrząsając z niedowierzaniem głową.
– Alex nic nie widział. Ja sama myślałam, że to po prostu jakaś narkomanka albo bezdomna… W każdym razie, człowiek – powiedziała natychmiast, czując narastający niepokój. – Carlos…
– Przestań w ten błagalny sposób powtarzać moje imię, bo naprawdę zaraz trafi mnie szlag. – Rzucił jej zagniewane spojrzenie. Jego rubinowe tęczówki wydawały się nienaturalnie rozszerzone i bardzo poważne. – Zawsze wiedziałem, że to prawda, co mówią, a kobieta została stworzona na zgubę mężczyzny – mruknął, a Alyssa przez moment sama nie była pewna czy powinna się histerycznie śmiać, czy może zacząć płakać z frustracji.[…]
Kategoria: FanFiction | Zmierzch

Rozdział: 49
[…] Kolejny precyzyjny, silny cios, omal nie zwalił Izadory z nóg. Zatoczyła się do tyłu, odrzucona na znaczną odległość, po czym… z impetem uderzyła plecami w barierkę schodów.
Ciszę, która nagle zapadła, przerwał głośny, przenikliwy trzask. Poręcz pękła pod jej ciężarem, a Izadora jak długo poleciała do tyłu. Poczuła przenikliwy ból, kiedy odłamki pękającego drewna wpiły się w jej wrażliwą, na wpół ludzką skórę, ale prawie nie była tego świadoma.
Poczuła jeszcze, że traci równowagę i zaczyna spadać, niezdolna jakkolwiek powstrzymać tego, co działo się z jej obolałym ciałem. Spodziewała się nieopisanego wręcz cierpienia – czegoś gwałtownego, oszałamiającego i równie porażającego, co i wszystkie jej przeczucia, ale nic podobnego nie miało miejsca.
Nie była pewna, kiedy upadła. Z chwilą, w której otoczyły ją cisza i ciemność, zmieniło się wszystko. […]
Kategoria: FanFiction | Zmierzch

Rozdział: Prolog ( księga III )
[…] Wtedy właśnie zauważyła majaczącą kilkanaście metrów dalej, łagodnie pnącą się ku górze ścieżkę. Kamienna, zasnuta kamieniami droga nie wyglądała szczególnie zachęcająco, tym bardziej, że w pierwszym odruchu uznała ją jako ścieżkę prowadzącą z powrotem na klif, a to było ostatnim miejscem, w którym pragnęła się znaleźć. Z drugiej strony, to wydawało się jedynym sensownym kierunkiem, który mogła obrać, jeśli nie chciała reszty życia spędzić na plaży, czekając na coś… niedobrego, a przynajmniej tak jej się wydawało. Co więcej, kiedy przyjrzała się dokładniej, przekonała się, że całą plażę otaczała gęstwina rosnących blisko siebie drzew, więc zamiast z powrotem na górę, zawsze mogła spróbować dostać się właśnie tam – do lasu. To i tak wydawało się lepsze od biernego czekania i krążenia w tę i z powrotem, a może jeśli dopisze jej szczęście, zdoła znaleźć kogoś, kto będzie w stanie choć w niewielkim stopniu jej pomóc.
Usatysfakcjonowana, Renesmee Cullen z wolna skinęła głową. Zaraz po tym – wytrząsając z włosów resztę drobinek zalegającego w nich piasku – bez chwili wahania ruszyła przed siebie, samej sobie próbując wytłumaczyć, dlaczego czuła się tak bardzo pusta i zagubiona.
Zanim dotarła do ścieżki i odważyła się zrobić pierwszy krok, znów miała wrażenie, że gdzieś z oddali doszedł ją zachęcający, dziecięcy śmiech…

Kategoria: FanFiction | Inne

Rozdział: It's impossible

Otwieram oczy i wbijam wzrok w biały sufit mojej sypialni przypominając sobie wszystko co działo się zeszłego dnia. Nie odnalazłam żadnego członka mojej biologicznej rodziny, zyskałam udawanego narzeczonego i sympatię jego ojca, pokłóciłam się z Hanną i prawdopodobnie straciłam ostatnią szansę na zdobycie Kola, ale, co najważniejsze, odzyskałam ojca. Gdzieś tam w środku wciąż czuję, że powinnam mieć na niego oko, ale poza tym wierzę, że mogę mu ufać. W końcu kiedy zdecydował się zostać w bractwie stał się wrogiem numer jeden dla Hellen i jej armii wygnańców, co oznacza, że nie ma wyjścia jak tylko polegać na nas i naszej ochronie. Zrobię wszystko aby wyszedł z tego bez szwanku.
- Myślałem, że nigdy się nie obudzisz- oznajmia Jackson. Zanim jeszcze otwieram oczy wyczuwam jego obecność, ale wydało mi się to tak naturalne, że na początku nie zwracałam na to uwagi. Jakby mieszkał w mojej sypialni od lat. Podnoszę się na łokciach i patrzę na niego posyłając mu delikatny uśmiech.
- Nie pamiętam żebyś zostawał na noc- mówię zerkając na drugą stronę łóżka.
- Bo nie zostałem- śmieje się Jack.- Pamiętaj, że o seksie jest mowa dopiero po ślubie- upomina mnie, a ja podnoszę się do pozycji siedzącej i nagle czuję ogromną potrzebę przytulenia go. Najlepsze w tym jest to, że mogę to zrobić, tak po prostu. Podnoszę się więc i mocno obejmuję go za szyję przymykając powieki i rozkoszując się jego dotykiem.- A to za co?- pyta wesołym tonem głosu, a ja odchylam głowę i zerkam w jego oczy.
- Dziękuję, że wczoraj zostałeś- oświadczam, a on poważnieje i przytakuje skinieniem głowy.
- Myślisz, że to było dobre posunięcie?- pyta kiedy wstaję z łóżka i podchodzę do szafy. Wiem, że ma wątpliwości, jak każdy w tym miejscu łącznie ze mną, ale teraz nie ma już odwrotu.
- Myślę, że możemy wyjść na tym na plus- odpowiadam odwracając się do niego i pokazując mu dwie sukienki.- Czarna czy niebieska?- pytam, a on lekko unosi brwi.
- Niebieska- oznajmia, a ja posyłam mu wesoły uśmiech.
- Jaki zdecydowany- rzucam żartobliwie, a on opiera się o wezgłowie mojego łóżka i cicho wzdycha. Wygląda tak...naturalnie? Jakby rzeczywiście pasował do tego miejsca lepiej niż ktokolwiek inny...albo po prostu mój dobry humor wszystko wyolbrzymia i sprawia, że staje się lepsze.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz