12 kwi 2015

[32] Pamiętnik 05.04 - 12.04


Kategoria: Fan Fiction | Crossover
Rozdział: 13
"[...] Spojrzałam w lustro. Dostrzegłam tam swoją zapłakaną twarz. Resztki wczorajszego makijażu wymieszanego z moimi łzami zaschły mi na policzkach, tworząc czarne smugi. W kącikach ust dostrzegałam śladowe ilości krwi, którą spożyłam niedawno. Szybko odkręciłam kran z wodą, chcąc jak najszybciej pozbyć się z mojej twarzy wszystkich... dowodów rzeczowych. Pragnęłam zapomnieć o tym, że ponownie skosztowałam jego osoki, że złamałam dane sobie słowo, o spotkaniu Slavika i Cornela, o ryzyku, jakie niosło ze sobą ich spotkanie... Myślałam tylko o tym, aby wszystko ukryć w głębi mojej pamięci, najlepiej bezpowrotnie i zacząć wszystko od nowa, z czystą kartą.
Zamknęłam oczy, biorąc kilka głębokich, rozpaczliwych wdechów. Miałam ochotę krzyknąć, ale z drugiej strony nie chciałam niczyjego towarzystwa. Tak bardzo pragnęłam podzielić się z kimś swoim lękiem czy swoimi obawami, ale z drugiej strony zdawałam sobie sprawę z tego, że tym wyznaniem byłabym na ciągłym celowniku moich bliskich... Nie chciałam nikogo angażować w swoje problemy, ale jednak bałam się tego, że sama sobie nie poradzę w tym wszystkim i w końcu się poddam. A to byłoby najgorszym wyjściem ze wszystkich możliwych... [...]"

Kategoria: Autorskie
Rozdział: 21
Już chciałam zamknąć pamiętnik, gdy zauważyłam jakiś wpis na ostatniej stronie, który raczej nie należał do mnie. " Dziewczynko, następnym razem poproszę o więcej szczegółów z naszego "wspólnego życia". Szczególnie w wpisach, w których opisujesz picie krwi lub jak się nad tobą znęcam. Chętnie przeczytam. A tak na przyszłość : kontrasty jakim to jestem lodowatym draniem, ale za to bardzo seksownym, cholernie mnie pociągają. Oby tak dalej, dziewczynko. James"
A to palant! Wszystko dokładnie przeczytał i przeanalizował. Roześmiałam się.

Kategoria: Fan Fiction | Pamiętniki Wampirów

Rozdział: 6
"Zepsucie"
"Salvatore wymierzył cięcie w głowę rosyjskiego nomady, lecz wampir wykonał szybki unik, a ostra szabla dźgnęła jedynie jego ramię.
Za nimi rozległy się kolejne strzały i szczęk ostrych zębisk.
- Twoja armia wkrótce zostanie zabita - wycedził Casimir, trzymając koniec szabli na wysokości oczu Salvatore'a. - Będziesz następny - zakpił, zadając niebezpieczne cięcie wymierzone w bok, które Stefan sparował - w ostatniej chwili - aż szczęk ostrzy rozszedł się między drzewami.
Jego szabla odbiła klingę Casimira na bok i pomknęła naprzód, nie spotykając oporu, pozostawiając krwawe rozcięcie na piersi wampira.
Rosjanin cofnął się kilka kroków, z kpiną przyglądając się Stefanowi.
- Myślisz, że to mnie osłabi - pokręcił w rozbawieniu głową, szykując się do zadania kolejnego ciosu.
Nomada zamarkował cięcie w głowę Salvatore'a, odbijając szybko szablę, która trafiła w lewy bok Stefana.
Salvatore runął na ziemię, zataczając się do tyłu. Zaraz jednak wyprostował się, sprawnie przyjmując pozycję do wypowiedzenia następnego ciosu.
Między drzewami znów wybuchła strzelanina, poprzedzana głośnymi jękami ginących żołnierzy.
Salvatore w mgnieniu oka podniósł się z leśnej ściółki. Zamarkował cios w pierś nomady, wbijając ostrze szabli w obojczyk wampira. Casimir poślizgnął się i Salvatore przebił mieczem prawe ramię Rosjanina.
Nomada wyprężył się z bólu, podczas gdy Stefan wypuścił szablę i osunął się na kolana."

Kategoria: Autorskie
Rozdział: 9
"(...) Wróciłam do mojej poprzedniej pozy, dając jasno do zrozumienia, że to koniec rozmowy. Powiedziałam już wszystko, co chciałam i nie zamierzałam odzywać się więcej. Zauważyłam, że Killian rozmyśla nad tym co powiedziałam.
Kiedy walc dobiegł końca, z tłumu wyłonił się chłopak o kruczoczarnych, idealnie ułożonych włosach. Miał dumny krok, a z jego postawy biła porażająca pewność siebie. Stanął przed nami. Był prawie tak samo wysoki jak Killian. Przyjrzał mi się uważnie, a ja miałam wrażenie jakby te jego oczy oglądały mnie i oceniały jak jakiś towar na wystawie. Ich kolor był taki sam jak u Scarlett i Killiana, jasne więc było, że stoi przed nami Aleks, najmłodszy z rodzeństwa Johnsonsów."

Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział: 180 - 186
"[...] Doszło mnie pozbawione wesołości parsknięcie Rufusa, a chwilę późnej wampir dosłownie zmaterializował się u mojego boku. Pierwszy raz udało mi się oderwać wzrok o Alessi, poniekąd dlatego, że spuszczenie naukowca z oczu, kiedy był w tym swoim nietypowym, zdecydowanie zbyt zmiennym nastroju, wydawało się zachodzić na szaleństwo.
– Oddasz mi to, zanim się pokaleczysz? – zapytał niemal uprzejmym tonem, w znaczący sposób wyciągając rękę w moją stronę. Zmierzyłam go wzrokiem, mimochodem zauważając, że zdążył pozbyć się strzykawki z lekiem, który chciał testować na Alessi, ale to wcale mnie nie uspokoiło. W jego przypadku nie było mowy o czymś takim, jak całkowita pewności, zwłaszcza kiedy w grę wchodziło jego zachowanie. – Nie obraź się, ale wizerunek seryjnej morderczyni jakoś nieszczególnie mi do ciebie pasuje. Prędzej zakładałbym, że zrobisz krzywdę samej sobie – dodał, a ja z niedowierzaniem pokręciłam głową. Naigrywał się ze mnie w tym momencie?!
Mam w planach tylko jeden mord i pod tym względem nic się nie zmieniło. Przysięgam, że jeśli zbliżysz się do mojej córki z jakimkolwiek swoim wynalazkiem, przebiję cię kołkiem, a potem zostawię na placu w samo południe!, przekazałam mu w myślach, spoglądając wprost w czekoladowe oczy wampira. Miałam wrażenie, że dostanę szału, kiedy zauważyłam błysk rozbawienia w jego spojrzeniu. Mówię poważnie!
– Och, nie wątpię – stwierdził i bezceremonialnie wyrwał mi skalpel, tym samym uprzytamniając mi, jak bardzo byłam rozkojarzona i w gruncie rzeczy bezbronna. Nie miałam pewności, czy mówił poważnie, czy znów próbował sobie ze mnie żartować. – A teraz zrób to, co do ciebie należy, bo robi się tutaj trochę zbyt głośno. [...]"

Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział: 46
"[...] Skupiony na analizowaniu zachowana siostry, prawie przegapił moment, w którym Kajusz błyskawicznie zerwał się z miejsca, w ułamku sekundy pokonując odległość dzielącą go od Izadory. Dosłownie spłynął ze schodów, prowadzących na zajmujący centralną część pomieszczenia, zatrzymując się tuż przed dziewczyną. Jego ręka poruszyła się tak szybko, że biedaczka nie miała najmniejszych szans, a już ułamek sekundy później zatoczyła się do tyłu, potykając o własne nogi i nie upadając wyłącznie dzięki pomocy Olivera, który w porę wziął ją w swoje objęcia. Cichy okrzyk, który wyrwał się z ust Izadory, urwał się nagle, a ona sama zastygła w bezruchu, uparcie unikając spoglądania na swojego oprawcę. Nawet z odległości widać było, że pierś pół-wampirzycy faluje w nienaturalnie szybkim tempie, raz po raz unosząc się i opadając w rytm urywanego oddechu.
Oliver warknął cicho, najwyraźniej nie będąc w stanie się powstrzymać, po czym mocno przygarnął do siebie niespokojną dziewczynę. Jego oczy lśnił gniewnie, ale najwyraźniej nie był na tyle głupi i zdesperowany, by posunąć się do zrobienia czegoś głupiego. Po prostu stał, opiekuńczo obejmując Izadorę i raz po raz rzucając Kajuszowi nieufne spojrzenie, jakby podejrzewając, że wampir zdecyduje się ponownie podnieść na dziewczynę rękę.
– To tak, żebyś zapamiętała, jak należy ze mną rozmawiać – oznajmił beznamiętny tonem Kajusz. Wydawał się rozluźniony i niemal rozbawiony, jakby nie działo się nic, co byłoby warte uwagi. Tak mogło być w istocie, przynajmniej z jego perspektywy, ale po minach Olivera i Izadory widać było, że bynajmniej nie podzielają takiej opinii. – A teraz zastanów się dobrze i w końcu przejdź do rzeczy. Tylko wbij sobie do głowy, że nie jestem taki, jak mój brat. Zapytam tylko raz, a kłamstwa nie toleruję – zapowiedział z powagą. – Czy zrozumiałaś, co do ciebie powiedziałem?
– Tak… [...]"

Kategoria: Fan Fiction | Zmierzch
Rozdział: 28
"[...] Przecież wiem, jak powinnam to zrobić. Już to robiłam, chociaż nie jestem pewna kiedy i w jakich okolicznościach.
To takie proste…
Ale wciąż mam wrażenie, że umyka mi coś istotnego. Powinnam o czymś pamiętać, ale…
Chcę być aniołem.
Ta myśl mnie rozprasza, skutecznie sprowadzając na ziemię. Lekko potrząsam głową, po czym raz jeszcze spoglądam na wzburzoną wodę gdzieś tam w oddali. Chociaż fale pienią się i raz po raz podmywają ścianę klifu, ocean wydaje się spokojny i zachęcający. Pragnę rzucić się w jego objęcia i poczuć spokój, wcześniej poprzedzony nieopisanym wręcz poczuciem wolności, który miał towarzyszyć mi przez cały okres trwania lotu. Zaledwie kilka sekund, a jednak ta perspektywa wydaje mi się tak oszałamiająca i atrakcyjna, że mimowolnie drżę, a serce momentalnie przyśpiesza mi biegu, jakby chcąc wyrwać się z mojej piersi i uciec gdzieś daleko – do… kogoś? Nie wiem, gdzie w tym sens, ale jeśli istnieje ktoś, kto pragnie mego serca, to niech i tak będzie.
Przestępuję o krok do przodu, chociaż to w zasadzie sprowadza się do przesunięcia o parę pozornie nic nieznaczących milimetrów. Uśmiecham się mimowolnie, beztrosko i całkowicie niewinnie, niczym w roztargnieniu. Czuję się jak uradowane dziecko, które w końcu ma otrzymać to, czego najbardziej oczekuję.
Waham się jeszcze przez chwilę, a później…
Już w chwili, w której bez chwili wahania rzucę się przed siebie, mam wrażenie, jakbym w końcu leciała – niczym anioł, dokładnie tak, jak sobie to wymarzyłam. Pęd rozwiewa mi włosy i szarpie ubranie, co jest równie oszałamiające i przyjemne. Powinnam krzyczeć, ale w zamian zaczynam się śmiać, uradowana niezwykłością tego doświadczenia; euforia nie opuszcza mnie nawet na moment, choć przecież powinnam być przynajmniej trochę zaniepokojona tym, że właśnie rzucam się w nicość. Nic z tego, a ja czuję się fantastycznie, tak lekka i… i… szczęśliwa… i…
Na ułamek sekundy przed tym, jak wpadam w lodowatą, ciemną toń, a wzburzone wody oceanu chwytają mnie w swoje bezwzględne objęcia, wydaje mi się, że słyszę zimny, kobiecy śmiech – a także słowa, które powinny mieć dla mnie sens, a które również wydają się być gdzieś jakby poza mną.
Ten cichy szept ostatnim, co słyszę, zanim ostatecznie zapadam się w pustkę.
Bo przecież nikt tak naprawdę nie chce, żebyś się obudziła…"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz